poniedziałek, 25 listopada 2013

Śnieg!


Otworzyłam rano oczy, a za oknem... biało! Pewnie dla części z Was nie jest to dobra nowina, ale ja się bardzo cieszę - moja córeczka po raz pierwszy w życiu zobaczy śnieg! Jednak zanim wyszłam na spacer, minęła już 11:00, a po białym puchu prawie nie było już śladu. Wpakowałam więc Zuzię w ciepły kombinezon (w groszki oczywiście, a jakże) i wybrałyśmy się na poszukiwanie zimy. Pogoda niestety pokrzyżowała nam plany i jak szybko wyszłyśmy, tak szybko wróciłyśmy, a Zuzia śniegu w końcu nie zobaczyła. Rozczarowana zasnęła wreszcie chwilę przed przyjściem do domu. Szkoda, bo miałam ochotę zrobić fotorelację z naszego pierwszego zimowego spaceru. Patrząc teraz przez okno już planuję jutrzejsze wyjście - zapowiada się duuużo śniegu ;)

czwartek, 14 listopada 2013

Święta? To już?

Mam wrażenie, że w tym roku wyjątkowo wcześnie zalała nas fala bożonarodzeniowych reklam. Przecież nie ma jeszcze nawet połowy listopada! O dziwo nie widziałam nigdzie reklamy Coca-Coli, która przecież zwykle pojawiała się jako pierwsza. Na sklepowych półkach piętrzą się już czekoladowe mikołaje i bombki choinkowe, a z gazetek promocyjnych wołają do nas propozycje prezentów dla bliskich. Czy tylko mi się wydaje, że co roku świąteczna gorączka zaczyna się coraz wcześniej? Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak podążyć za tłumem i zacząć planować święta. Tym bardziej, że te będą wyjątkowe, bo po raz pierwszy będziemy je spędzać w trójkę.  

Takie wczesne planowanie ma swoje plusy. Po pierwsze, możemy na spokojnie wybrać dla każdego prezenty. Te przemyślane na pewno będą cieszyć bardziej niż kolejny zestaw kosmetyków kupiony dzień przed Wigilią. No i możemy rozłożyć wydatki na dwa miesiące. Po drugie, skoro jest jeszcze tyle czasu, to może w tym roku spróbujecie zrobić coś samodzielnie? Nie chodzi mi tylko o świąteczne dekoracje czy samodzielne upieczenie piernika, ale także właśnie o prezenty (myślę, że temat prezentowy będzie świetnym pomysłem na kolejnego posta z cyklu "oszczędzanie"). Po trzecie, rozłożenie wszystkich zajęć w czasie pozwoli nam na spokojnie przeżyć te rodzinne chwile, bez narastającego stresu. 


Tak więc... wesołego przygotowywania się do świąt!

czwartek, 7 listopada 2013

Miesięczny plan wydatków

Jak co miesiąc wyczekujemy z niecierpliwością tego dnia. Co chwilę spoglądamy na wyświetlacz komórki, sprawdzamy konto internetowe albo (a jakże!) wyglądamy przez okno wypatrując listonosza. Planujemy w jaki sposób będziemy go świętować, bo to święto przecież. Matki Boskiej Pieniężnej. Nareszcie jest! Wypłata. Po pracy wsiadamy w samochód, jedziemy do centrum handlowego, które w tym dniu wręcz roi się od nam podobnych, i wydajemy trzy czwarte tego, co zarobiliśmy. Trzy tygodnie później przychodzi przypomnienie o niedokonanej płatności za prąd, a w lodówce pustka. I jak tu sobie poradzić przez kolejnych siedem dni? A później przychodzi kolejna wypłata i historia się powtarza. A zaległości (w najgorszym wypadku) rosną. Konkluzja jest zawsze taka sama - za mało zarabiamy. Najwyższa pora spojrzeć na tę kwestię z innej perspektywy - może po prostu za dużo wydajemy?

Znacie tę zakupową gorączkę kiedy tylko wyjmiecie ciepłą jeszcze gotówkę z bankomatu? Mam nadzieję, że nie. Ale bądźmy szczerzy. Jak tylko widzimy ten ciąg cyfr na naszym koncie, w większości w ogóle nie myślimy, na co je przeznaczyć. Niby owszem, przecież trzeba zapłacić rachunki, kredyt, oddać koledze, syn ma za małe buty, córka potrzebuje nowy plecak, no i OC trzeba zapłacić... Ale potem jedziemy na zakupy - rozdysponujemy później to, co zostanie.


Co zrobić, kiedy dostajemy wypłatę? Zaplanować wszystkie wydatki. Tylko tak nie będziemy ryzykować, że może na coś nie starczyć. Chyba że ktoś z Was należy do szczęśliwców, którzy nie muszą się z tym liczyć. A nawet jeśli tak jest, to warto zastanowić się nad comiesięcznymi wydatkami, żeby móc sobie pozwolić na więcej przyjemności lub odłożyć na wymarzony cel. Jeśli Wasza pensja jest zawsze taka sama, możecie zrobić plan wydatków wcześniej. Oczywiście mój sposób nie musi przypaść Wam do gustu, nie musi się też sprawdzić w Waszym domu. U mnie jednak zadaje egzamin i dlatego chciałabym go przedstawić. 


1. Spłacamy ratę kredytu / karty kredytowe - zdecydowanie zróbmy to w pierwszej kolejności, niepotrzebne nam rosnące odsetki.


2. Płacimy WSZYSTKIE rachunki - nawet te, których termin spłaty mija dopiero za dwa tygodnie - do tego czasu zdążymy o nich zapomnieć albo zabraknie nam pieniędzy.


3. Zastanawiamy się nad dodatkowymi wydatkami w danym miesiącu - lepiej wcześniej uświadomić sobie, że trzeba kupić prezent urodzinowy, zrobić przegląd techniczny samochodu czy zapłacić za szkolną wycieczkę. Nie chodzi mi tutaj o planowanie przyjemności (te niestety zostawiamy na sam koniec), ale o wydatki konieczne w tym konkretnym miesiącu. Od razu odkładamy wszystkie potrzebne na te cele pieniądze.


4. Wpłacamy określoną kwotę na konto oszczędnościowe - ideałem byłoby oszczędzać co miesiąc co najmniej 10% całego naszego dochodu, ale rzadko jest to możliwe. Warto spróbować odkładać 5 lub 10% kwoty, która została nam po opłaceniu najważniejszych rzeczy. Na bieżące wydatki rozdysponujemy resztę. Chodzi o to, żeby oszczędzanie weszło nam w nawyk. Nawet jeśli będziemy wpłacać małe kwoty, po pewnym czasie przyniesie to wymierne korzyści.


5. Planujemy bieżące wydatki: jedzenie, kosmetyki, środki czystości, paliwo - warto przyjrzeć się ilości pieniędzy jaką wydajemy na życie, czy nie jest tego przypadkiem za dużo. Ustalmy maksymalną tygodniową kwotę, która będzie nam niezbędna na normalne funkcjonowanie, biorąc pod uwagę także koszty dojazdów do pracy / szkoły. Podzielmy resztę naszej pensji na cztery tygodnie. Czy w każdej z części mieści się wyznaczona kwota? Jeśli jeszcze coś zostaje, odłóżmy to na nieprzewidziane wydatki - awaria, wizyta u lekarza, leki. Jeśli się nie mieści mamy dwie możliwości: możemy uszczuplić nasz tygodniowy budżet lub mniej zaoszczędzić. 


Jak zmieścić się w wyznaczonym budżecie? Róbmy zakupy raz w tygodniu, ustalając wcześniej dokładny jadłospis i opracowując listę zakupów. Wkrótce pojawi się post jak się do tego zabrać (kiedy zakończy się moja faza eksperymentalna). 


Aha, zanim zaczniecie wydawać pieniądze na jedzenie, zróbcie porządek w lodówce - najpierw zjedzcie jej zawartość (oczywiście nie konfitury i mrożone owoce na zimę). Z doświadczenia wiem, że im później pojedziecie na zakupy, tym więcej zostanie Wam na koniec miesiąca. No i nic się nie zepsuje.


6. A gdzie miejsce na przyjemności? Niestety na końcu. Kiedy już wydamy pieniądze na wszystkie potrzebne kwestie, resztę możemy wydać na zakupy, kosmetyczkę czy wyjście do restauracji. Czyli dopiero pod koniec miesiąca. Nie jest to wcale kwestia odmawiania sobie wszystkiego, raczej rozsądne podejście do kupowania i wydawania. Nic nam nie zostało? Pamiętajmy, że nie za wszystko trzeba płacić. Może zamiast żałować, że nie wyjedziemy na weekend w góry, zabierzmy swoją rodzinę na spacer do lasu. Rozejrzyjmy się - wokół nas jest pełno miejsc, dokąd można pójść, i mnóstwo rzeczy, które można zrobić, spędzając miło czas i nic na to nie wydając. A może odwiedzicie dawno niewidzianych znajomych?



Tak, takie planowanie zabiera trochę czasu. Ale za którymś razem z kolei pójdzie Wam to coraz łatwiej. Oczywiście nie zawsze wszystko wychodzi mi tak, jakbym tego chciała. Poza tym mam jeszcze bardzo małe dziecko, któremu nie trzeba co chwilę tłumaczyć, że nie mogę mu czegoś kupić. Mam nadzieję, że do tego czasu osiągnę odpowiednią stabilność finansową. Póki co staram się do tego dążyć. A może macie swoje sposoby na stworzenie domowego planu miesięcznych wydatków? Chętnie dowiem się więcej.




poniedziałek, 4 listopada 2013

Oszczędzanie jest modne

Na pewno każdy z Was to zna. Może pamiętacie to z dzieciństwa, a może sami tego doświadczyliście będąc na studiach czy już w dorosłym życiu. Brak pieniędzy. Chwilowy lub permanentny. Nieważne czy chcieliście kupić sobie coś drogiego czy brakowało Wam do ostatniego. Jeśli nie chcieliście pożyczać (lub już nie mieliście od kogo), trzeba było oszczędzać. 

Mam wrażenie, że dzisiaj oszczędzanie staje się modne. Co druga reklama w telewizji czy na portalach internetowych dotyczy nowych ofert kont oszczędnościowych lub lokat. Na zmianę z kredytami i zakupami na raty. Do odkładania pieniędzy namawiają nas znane twarze, powstają programy i poradniki na ten temat. Skąd się bierze ta moda? A może to nie moda, tylko konieczność? Czy to przez kryzys (którego niby już nie ma, a podobno nigdy u nas nie było)? A może to za sprawą tego, że raty zaciągniętych kredytów rosną, tak samo jak ceny podstawowych produktów, a nasze pensje już niekoniecznie? Zresztą nieważne czy wystarcza nam na normalne życie. Zawsze czujemy finansowy niedosyt. Chcielibyśmy mieć lepsze rzeczy, jeździć na lepsze wakacje, żyć dostatniej niż inni. Może ten trend nie jest zły? Nie chodzi mi tutaj o niezdrową chęć rywalizacji, ale właśnie o oszczędzanie. Przecież mając świadomość, że mamy coś na boku, czujemy się bezpieczniej.


Zaczęłam się zastanawiać po co właściwie ludzie oszczędzają. Doszłam do wniosku, że są trzy zasadnicze powody:


- żeby nazbierać na konkretny cel - wartość nie ma znaczenia, przecież nasze marzenia są różne (często niestety zależą od dochodów). Dla jednych celem rocznego odkładania pieniędzy może być nowy samochód czy podróż w egzotyczny zakątek świata, dla innych nowa para butów (i to niekoniecznie z wyższej półki) lub aparat fotograficzny. Zawsze warto o czymś marzyć i próbować to realizować, dlatego nawet oszczędzając z innego powodu, dobrym pomysłem jest odkładać dodatkowo nawet małe kwoty na spełnienie swojego marzenia.


- żeby mieć pieniądze na czarną godzinę - wypadki chodzą po ludziach. Awaria samochodu, spalona lodówka, choroba - zawsze warto mieć dodatkowe pieniądze na nieprzewidziane potrzeby. Żeby uniknąć stresu, biegania po rodzinie czy nieuczciwych pożyczkodawców. 


- żeby zapewnić sobie pewną przyszłość - żyjemy w niepewnych czasach, przyrost naturalny stale maleje i zaczynamy się po prostu bać - czy nasza emerytura wystarczy nam na godne życie? Czy w ogóle ją dostaniemy? Takie oszczędzanie jest najtrudniejsze, musi być systematyczne i długotrwałe. Nie musimy oczywiście odkładać pieniędzy na siebie, wiele osób otwiera lokaty dla swoich dzieci, zaraz po ich urodzeniu, żeby miały łatwiejszy start w przyszłość lub na konkretny cel: studia, samochód, wesele.


Ideałem byłoby robić to ze wszystkich trzech powodów. Jednak, jak ze wszystkim, także i ze zbieraniem pieniędzy można popaść w skrajność. Moim zdaniem nie ma dużego sensu odkładanie trzech czwartych wypłaty przez trzydzieści lat, odmawiając sobie wszystkiego i żyjąc w spartańskich warunkach, po to, żeby za te trzydzieści lat cieszyć się z majątku. Owszem, za ten czas może być fajnie. Ale co jeśli się tego nie doczeka? Po co nam wtedy te miliony na koncie? Zawsze mogą je odziedziczyć nasze dzieci. A jeśli ich nie mamy? Musimy się cieszyć każdą chwilą, we wszystkim musi być równowaga.


Obojętnie jaki kieruje nami motyw, oszczędzanie jest dobrym pomysłem. Dlatego koniec z narzekaniem na wysokość naszych pensji i pomstowaniem na rząd, los czy czasy, w których żyjemy. Trzeba wziąć się w garść i... zacząć oszczędzać. Wierzcie mi, zawsze jest na to jakiś sposób, nawet kiedy wydaje nam się, że już nie mamy jak tego zrobić, bo żyjemy najskromniej jak się da i ledwo dociągamy do ostatniego. 


Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo jest to temat, który od jakiegoś czasu stale jest obecny w moim życiu. Seria nieprzewidzianych wydatków pogrążyła mnie finansowo. Mając już zaciągnięty kredyt na remont mieszkania i spory dług u rodziny, a w dodatku małe dziecko, wydawało mi się to prawdziwą katastrofą. Dopiero teraz twardo stoję na nogach, ale moje konto oszczędnościowe wieje pustką. Nie mogę pozwolić, żeby taka sytuacja się powtórzyła. A skoro już wymyślam różne sposoby na to, żeby wydać mniej i wrzucić coś do skarbonki, to pomyślałam, że może komuś jeszcze się to przyda. Nie ma takiego dołka, z którego nie dałoby się wyjść. Wiem, że nie każdy na takie optymistyczne nastawienie do życia jak ja. Dlatego tym bardziej chciałabym Was zachęcić do tego, żeby spojrzeć na swoją sytuację z innej perspektywy. Zamiast myśleć, czego się nie zrobiło lub co się zrobiło źle, najwyższa pora zacząć myśleć o tym, co można zrobić, żeby było lepiej.


Wszystkie sposoby na zaoszczędzenie będę najpierw wypróbowywać na sobie. Niektóre już mogę Wam polecić, bo wiem z własnego doświadczenia, że są skuteczne. Nie obiecuję regularnych postów w tym cyklu, znacie mnie już trochę. Jednak jak tylko wprowadzę w życiu konkretne porady i będę miała przemyślenia na dany temat, na pewno się z Wami podzielę. Liczę też na Wasze rady i sugestie. Mam nadzieję, że w ten sposób pomogę nie tylko sobie.

sobota, 2 listopada 2013

Moje odkrycia - październik


Dzisiaj krótko - książka i kulinarna nowość. Ale już pracuję nad listopadowym postem ;)


Marzenie Celta Mario Vargas Llosa - sięgając po tę książkę spodziewałam się typowej dla Llosy tematyki: Indian wyzyskiwanych przez białych, ludzkiego zepsucia i walki z systemem. Do tego specyficzny brak chronologii i duże bogactwo językowe. I wszystko to było, ale autor po raz kolejny mnie zaskoczył. Historia rozpoczyna się w 1916 roku w celi śmierci, gdzie Roger Casement, irlandzki nacjonalista, były konsul brytyjski w Afryce i Ameryce Południowej, oskarżony o zdradę stanu, wspomina swoje życie. Będąc świadkiem prawdziwych powodów, dla których "chrześcijańscy" Europejczycy "kolonizują" tamtejsze ziemie, zmuszając ludność autochtoniczną do morderczej pracy przy zbieraniu kauczuku, zaczyna zauważać analogię między kolonizatorami i udręczonymi tubylcami a Anglią i od trzech wieków okupowaną Irlandią. Tak rodzi się patriotyzm, który ma zaprowadzić go na szubienicę. O jego losie zadecydują nie dokonania na rzecz obrony dzikich plemion, ale dzienniki, w których opisywał swoje homoseksualne podboje i fantazje. 


Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Jednak mimo tego, że była naszpikowana historycznymi wydarzeniami i postaciami, do końca byłam święcie przekonana, że to tylko fikcja literacka. I właśnie to było największe zaskoczenie - że jego historia wydarzyła się naprawdę. Nigdy nie interesowałam się historią Irlandii, nie miałam pojęcia kim był Roger Casement. Zainteresowało mnie to do tego stopnia, że przy kolejnej wizycie w bibliotece mam zamiar zaopatrzyć się we wszystkie publikacje na temat Irlandii. Marzenie Celta gorąco polecam, ale raczej nie tym z Was o słabych nerwach.



Razowy kwas chlebowy - próbowaliście już? Dałam się namówić reklamie. Pierwszy łyk - dziwny. Kolejne - trochę jak ciemne piwo. Na końcu pozostawia w ustach posmak pumpernikla. Dlatego stwierdziliśmy z mężem, że to taki pumpernikiel w płynie. Nie próbowałam jeszcze wersji smakowych, ale chętnie je kupię przy najbliższej okazji, bo po wypiciu całej butelki przekonałam się do tego smaku.