poniedziałek, 29 grudnia 2014

Święta, święta i...


piżamka - avon

Święta to wspaniały czas. Rodzinne spotkania, potrawy jedzone tylko ten jeden raz w roku, wyjątkowa atmosfera, prezenty. Jedną z ich zalet jest także to, że trwają tak krótko ;) Ile przytyliście przez te kilka dni? Ja ten kilogram, który straciłam w ciągu dwóch tygodni. Fakt, było bezglutenowo, ale już nie bezczekoladowo... Przyznaję się, nie dałam rady. Ale za to odkryłam, że wcale nie zależy mi na szybkich efektach, odmawiając sobie wielu rzeczy. Ćwiczenia fizyczne na stałe wpisały się w mój grafik i naprawdę dają mi wiele radości. A dzięki regularnym posiłkom, unikaniu ciężkostrawnych dań i zupełnemu wykluczeniu pszenicy w ogóle nie boli mnie brzuch. Poza tym... Ospa pokrzyżowała mi plany. Mój trzyletni braciszek właśnie zachorował, a za dwa tygodnie mamy wspólnie lecieć na wakacje... Oczywiście wyjazd trzeba przełożyć. Wiktorek musi wyzdrowieć i nie zarazić przy okazji dziewczynek. Właśnie tego boimy się najbardziej - że to tylko kwestia czasu, a Zuzia i moja siostra Paulinka też będą całe w wysypce. Wakacje na pewno nie przepadną, ale mogą się odsunąć nawet o dwa miesiące. Tak więc 11 stycznia mogę sobie założyć bikini tylko do sprzątania w domu. Z drugiej strony za te kilka miesięcy efekty ćwiczeń powinny już być widoczne...

To były już drugie święta Zuzi, ale te były zdecydowanie lepsze. Pomagała w kuchni, spróbowała wszystkich potraw, pluła opłatkiem, nuciła kolędy i krzyczała z radości rwąc papier z prezentów.


I wreszcie spadł śnieg!


Kilka świątecznych dekoracji...

wieniec - diy


drewniany kalendarz - pepco
nauszniki - biedronka

Kalendarz był kupiony na prezent, ale ostatecznie został :)


Wigilia dostarczyła Zuzia tylu wrażeń, że dosyć wcześnie zasnęła i nie zdążyła się nacieszyć prezentami. Nadrabiała to następnego dnia od samego ranka. Oczywiście nie sama ;)


Chyba była bardzo grzeczna w tym roku, bo to ona dostała najwięcej prezentów od Dzieciątka (a już na pewno największych). Wózek dla lalki jest właściwie miniaturą wózka Zuzi. Tylko kolory się nie zgadzają :)


Lody z klocków wyglądają baaardzo smakowicie...


sukienka z reniferem - f&f / sh
bluzeczka - no name
bolerko - sh
rajstopy - lidl

... ale to cukierkowy różowy koń na biegunach zrobił na niej największe wrażenie.

Zapomniałam zrobić zdjęć w świątecznej sukience, ale po prostu muszę Wam ją pokazać, dlatego wrzucam jedno jeszcze z Mikołajem :)


wełniana sukienka - sh

Teraz zamiast szukać letnich sukienek skupię się na przemeblowaniu. Gdzieś przecież te wszystkie prezenty trzeba upchać!

A jak Wam minęły święta?

środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt!


Ja dzisiaj tylko na chwilkę. Wigilijne potrawy już przygotowane, mieszkanie wysprzątane, prezenty zapakowane. Za chwilę dosypię ostatnią szczyptę soli, wyłączę telefon i przygotuję się do tego najbardziej magicznego wieczoru w roku.

Chciałabym Wam życzyć zdrowych, radosnych i ciepłych świąt, spędzonych w rodzinnym gronie. I żebyście pamiętali, że to wcale nie te długo wyczekiwane dania ani wymarzone prezenty są tutaj najważniejsze. Tylko przebywanie z bliskimi. Wesołych Świąt!

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Fit święta bez glutenu

Każdy przyzna, że święta to fatalny czas na odchudzanie. Na wigilijną kolację zazwyczaj jemy dania, na które czekamy cały rok. I nagle mamy sobie tego odmawiać? Na ten okres można oczywiście wziąć sobie "wolne" od diety, ale wtedy bardzo łatwo się zapomnieć. Święta miną, a wyrzuty sumienia zostaną. Nie oznacza to jednak, że mamy jeść te same niskokaloryczne potrawy co codziennie. Wiem, że w Polsce jest mnóstwo różnych tradycji bożonarodzeniowych i że Wasza Wigilia wygląda w dużej mierze zupełnie inaczej, ale chciałabym się z Wami podzielić pomysłami na "odchudzenie" moich potraw.

Jak wygląda moja Wigilia?

Zupa rybna z grzankami - wywar gotowany na rybich głowach i kręgosłupach oraz włoszczyźnie, zabielany śmietaną, podawany z grzankami z bułki pszennej smażonymi na maśle
FIT WERSJA - wywar sam w sobie jest naprawdę lekki, śmietanę zamienię na łyżkę jogurtu naturalnego, do tego żytnia grzanka z tostera

Karp smażony w panierce - oczywiście z bułki tartej
FIT WERSJA - zupełnie zrezygnuję z panierki, usmażę go na łyżce oleju rzepakowego

Kapusta z grzybami z zasmażką - gotowana kapusta kiszona z podsmażonymi grzybami i cebulą, z dodatkiem zasmażki z mąki pszennej i masła
FIT WERSJA - kapustę ugotuję jak zwykle, dodam kilka ugotowanych grzybów, zasmażkę zamienię startym surowym ziemniakiem - ten patent sprzedała mi ciocia, wystarczy jeszcze chwilkę gotować całość, a uzyskamy kremową konsystencję

Ziemniaki polane sosem - na bazie tłuszczu ze smażenia ryby
FIT WERSJA - zwykłe ziemniaki z wody

Kompot z suszonych owoców - z cukrem
FIT WERSJA - dodam kilka łyżek miodu zamiast cukru

Makówka - masa makowa gotowana na mleku, z dodatkiem bakalii, orzechów i cukru - masę wylewa się warstwowo na kromki pszennej chałki
FIT WERSJA - mak ugotuję na 1,5% mleku z bakaliami, orzechami i miodem, gotową wymieszam z ugotowaną kaszą jaglaną

Poza tym zamiast pszennych pierników będę podjadać ciastka owsiane z suszonymi śliwkami. Upiekłam też dzisiaj ciasto mandarynkowe na bazie zmielonych migdałów zamiast mąki.

To będą udane bezglutenowe święta! :)

środa, 17 grudnia 2014

Moje wyzwanie - pierwszy tydzień

Pierwszy tydzień mojego wyzwania już za mną! Jak się czuję? Świetnie! Wyobraźcie sobie, że brzuch w ogóle nie boli, a przy okazji moja waga spadła o pół kg. Niby nie dużo, ale nie na cyferkach mi tym razem zależy, tylko na ogólnym efekcie i samopoczuciu. Owszem, miałam kryzys (i to już piątego dnia!), ale na szczęście już go zażegnałam. Przestałam robić zdjęcia, ale chyba do tego wrócę. Stałe zestawianie zdjęć posiłków ma wiele zalet, pomaga wychwytywać wszelkie błędy. 

Czuję się teraz taka lekka. I mam pewność, że to za sprawą diety. Po kolejnych badaniach i konsultacjach mój lekarz wreszcie postawił diagnozę - nietolerancja glutenu. Powinnam być załamana, ale wbrew pozorom wcale tak nie jest. Nie muszę rezygnować ze wszystkich zbóż, szkodzi mi tylko pszenica. Biały chleb i bułki mogę zastąpić wypiekami z żyta czy orkiszu. Nie ma żadnych kłopotów z kupieniem razowego makaronu. W sklepach dostępne są także różne mąki, także kukurydziana czy migdałowa, z których sama mogę upiec ciasta i ciasteczka. Marna ze mnie kucharka, ale to świetny moment, żeby się wreszcie nauczyć piec i gotować. Pokochałam kasze, nie muszę do każdego posiłku zjadać kromki chleba. Jedynym problemem będzie dla mnie odmówienie sobie dobrej pizzy. Poza tym muszę uważać na wszelkie pułapki, np. sosy (zagęszczane oczywiście pszenną mąką). To wszystko nie oznacza też, że nie mogę już nigdy nic pszennego zjeść. Nie umrę przecież, ale muszę liczyć się znowu z bólem brzucha. Od święta przeżyję, znosiłam go od tylu lat...

Dużo więcej spaceruję, dodatkowo przynajmniej raz dziennie ćwiczę. Jestem bardzo ciekawa, czy w połowie stycznia zobaczę jakieś efekty. A dzisiaj spróbowałam kostkę (ale naprawdę tylko jedną!) czekolady mlecznej z nadzieniem waniliowym i wiecie co? W ogóle nie żałuję, że jestem na diecie. Pozostał mi w ustach przykry smak cukru, nic więcej. Zdecydowanie wolę gorzką, przynajmniej ma intensywny smak. 


sobota, 13 grudnia 2014

Moje wyzwanie - dzień 1-3

Za mną już 3 dni wyzwania. Póki co jest naprawdę dobrze. Staram się jeść bardzo regularnie, naprawdę nie jestem głodna i w ogóle nie boli mnie brzuch (na czym głównie mi zależało). Odstawiłam pszenicę, wieprzowinę, słodycze. Nie jestem dietetykiem, przepisy rodzą się same po otwarciu lodówki lub wypróbowuję te z książki Ewy Chodakowskiej. Przez ten czas jadłam tylko to, co widzicie na zdjęciach. Do tego piłam co najmniej 8 szklanek wody mineralnej z cytryną, zieloną herbatę, herbatki ziołowe i raz na dzień kawę rozpuszczalną z mlekiem.

Starałam się, żeby posiłki były urozmaicone, jednak jest to uzależnione po prostu od zawartości lodówki. Skoro zostają mi jakieś produkty, muszę je zużyć następnym razem. Robienie zdjęć każdemu talerzowi będzie z czasem nudne (mój mąż śmieje się za każdym razem, kiedy wyciągam telefon przy stole), ale już widzę pozytywne tego efekty. Po pierwsze jem za dużo owoców (które mają jednak sporo cukru), a za mało warzyw. Jeśli coś mi smakuje, na drugi dzień jem dokładnie to samo, w niezmienionej postaci. Zamiast patelni powinnam używać grilla elektrycznego lub piekarnika. Jest też zdecydowanie za mało zielono, ale kiełki już rosną na parapecie ;)

Wbrew pozorom moja dieta wcale się bardzo nie zmieniła. Wcześniej też jadłam takie posiłki (za to kasza jaglana była moim odkryciem, zwłaszcza jako dodatek do słodkich koktajli), po prostu zrezygnowałam z kotleta w panierce raz w tygodniu i pizzy ze sklepowej chłodziarki na kolację. Moim problemem były głównie słodycze i soki z kartonów.

I wcale nie gotuję kilku obiadów. Wszyscy jemy dokładnie to samo, Zuzia już od jakiegoś czasu przepada za wszelkimi kaszami i rybami. Fakt, pozostałe dania przygotowujemy osobno, ale i tak wciąż mi ktoś coś podjada, więc może już wkrótce każdy z nas zmieni swoje nawyki.

Jeśli chodzi o aktywność fizyczną to planowałam robić znacznie więcej. Codziennie idę na krótki spacer i mam 30-minutowy trening, głównie na mięśnie brzucha i pośladków. To dopiero początek, poza tym męczy mnie straszny katar, który skutecznie uprzykrza mi jakiekolwiek ćwiczenia. Wkrótce będzie lepiej ;)

Nie martwcie się, nie będę Was regularnie zanudzać takimi wpisami. Chyba że chcecie :)


Dzień 1


Śniadanie - owsianka na wodzie z suszonymi morelami, rodzynkami i cynamonem, jabłko, zielona herbata z cytryną


II śniadanie - kanapki z chleba orkiszowego z masłem, roszponką, szynką z indyka, papryką i pietruszką, mięta


Obiad - 1/3 piersi z kurczaka z przyprawami i ananasem, kasza jaglana, tarta marchew z kukurydzą (tak, ananas był z puszki...)


Podwieczorek - sałatka owocowa z jabłka, mandarynki i banana, z rodzynkami


Kolacja - kanapki z chleba orkiszowego z masłem, białym serkiem, roszponką, papryką i pietruszką, zielona herbata


Dzień 2


Śniadanie - kanapki z chleba orkiszowego z masłem, szynką z indyka, żółtym serem, roszponką i papryką, kawa z mlekiem (mąż mi zrobił i przyniósł do łóżka, nawet powycinał serduszka z papryki!)


II śniadanie - koktajl truskawkowy z suszonymi morelami, bananem, kaszą jaglaną i mlekiem


Obiad - 1/4 tołpygi z patelni, kasza jaglana, surówka z pora, marchewki i kukurydzy z oliwą z oliwek i czosnkiem


Podwieczorek - jogurt naturalny z płatkami owsianymi, suszonymi morelami, rodzynkami i mandarynką


Kolacja - serek z awokado, pietruszką i papryką, 2 kromki chleba orkiszowego


Dzień 3


Śniadanie - owsianka z jabłkiem, mandarynką, rodzynkami i suszonymi morelami, kawa z mlekiem


II śniadanie - koktajl truskawkowy z suszonymi morelami, bananem, kaszą jaglaną i mlekiem


Obiad - zupa krem z pora, marchewki i cebuli, doprawiona pieprzem i oliwą czosnkową, z jogurtem naturalnym, tosty z chleba orkiszowego


Podwieczorek - sałatka owocowa z jabłka, mandarynki i banana, z rodzynkami i suszonymi morelami


Kolacja - 2 kromki chleba orkiszowego z masłem, jajko, plaster żółtego sera, kawałek łososia wędzonego z przyprawami (kolacja poza domem, wybrałam to, co uznałam za odpowiednie, niestety nie było żadnych warzyw)

Jeśli macie jakieś uwagi albo rady to chętnie przeczytam! ;)

piątek, 12 grudnia 2014

Domowe masło


Ostatnio podczas oglądania programu Jamiego Oliviera mnie olśniło: to masło można zrobić samemu?! Fakt, kiedyś wszystkie produkty mleczne (inne zresztą też) robiło się starymi, domowymi sposobami. Jednak nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby się nad robieniem masła zastanawiać.

A wystarczy tylko... śmietana kremówka. Ja użyłam tej 36% (podobno przy zawartości tłuszczu mniejszej niż 30% masło nam nie wyjdzie). Wlewamy śmietanę do miski, wyposażamy nasz mikser w mieszadła do ubijania i włączmy - ja mam mikser z obrotową misą, więc u mnie robiło się samo ;) Po 2 minutach mamy już krem. Przez kolejne 2 nie ma żadnych zmian, ale potem nagle oddziela się maślanka, a tłuszcz zbija się razem. Po odlaniu płynu zostaje najprawdziwsze, żółte masło. Nie zajmuje to więcej niż 5-6 minut, a satysfakcja niesamowita ;)

Może uznacie, że to przecież oczywiste i nie ma się czym fascynować, ja jednak nadal uważam się za bohaterkę w moim domu. Od razu obdzwoniłam wszystkich, żeby się pochwalić (serio!). Mój tata trochę mnie zawstydził: "Kiedy byłaś mała to nie było w sklepach masła i robiliśmy je sami w słoiku." "Ale jak to w słoiku?" "No, wlewało się śmietanę do słoika, zakręcało i potrząsało przez 10 minut." Wyobrażacie sobie to? Dzięki Bogu za miksery :)

Czy opłaca się robić masło w domu? Z dwóch opakowań kremówki (w sumie 400 ml) powstało trochę ponad pół kostki masła. Licząc 2 zł za kubeczek wychodzi nam kostka za prawie 8 zł. Nie brzmi to zachęcająco. Mam jednak zamiar następnym razem kupić śmietanę w gospodarstwie (albo nawet zrobić ze świeżego mleka, a co!). Takie masło na pewno będzie warte zachodu, choćby ze względu na satysfakcję.

czwartek, 11 grudnia 2014

Wełniana okładka na notes


Uwielbiam otulać się wełnianymi swetrami. Dlaczego by więc nie zrobić zimowych ubranek także dla moich rzeczy? :) Poza sweterkami na kubki zrobiłam ostatnio okładkę na notes. Myślę, że dobrze sprawdziłaby się jako prezent dla mamy czy przyjaciółki. Moja mieści format A6, ale trochę większa będzie świetna do obłożenia aktualnie czytanej książki. Teraz dużo przyjemniej zagląda się do mojej torebki ;)

środa, 10 grudnia 2014

Podejmuję wyzwanie!

Nie jestem w tym dobra, szybko się poddaję. Przestaję widzieć sens, zniechęcam się lub po prostu lenistwo bierze górę nad wszystkimi planami. Tym razem będzie inaczej. Po raz pierwszy w życiu mam taką motywację. Tym razem nie chodzi o to, żeby spróbować - ja MUSZĘ to zrobić! Dlatego podejmuję wyzwanie - przez 30 dni będę NAPRAWDĘ zdrowo i dietetycznie się odżywiać, codziennie ćwiczyć, wcierać w skórę tonę balsamów i ogólnie bardzo o siebie dbać, żeby dokładnie za miesiąc... Tego Wam póki co nie zdradzę ;)

Wiem, że miesiąc to mało czasu i nie osiągnę żadnych spektakularnych efektów. To właściwie ma być taki wstęp do stałej zmiany trybu życia. Od lat mam problemy ze zdrowiem, nie wolno mi jeść wielu produktów. Jednak mimo, że dobrze o tym wiem, i tak o siebie nie dbam. To naprawdę śmieszne, robić sobie samej krzywdę i fatalnie się czuć tylko dlatego, że nie można sobie odmówić jakiejś chwilowej przyjemności (która po godzinie zdecydowanie przestaje nią być). Zupełnie brakuje mi silnej woli. I właśnie między innymi dlatego chcę pokazywać Wam moje postępy na blogu. Żeby nie tylko dodać sobie otuchy, ale i mieć pewne poczucie obowiązku (ostatnio zauważyłam, że ta metoda działa na mnie w kwestii porządku w mieszkaniu, a z natury jestem straszną bałaganiarą).

Co trzy dni będę wrzucać fotorelacje z moich posiłków (żeby nie było, że oszukuję przy opisywaniu potraw), a także dzielić się z Wami moimi przemyśleniami i trudnościami. Wiem, że to najgorszy moment na odchudzanie, przed nami przecież święta. Ale chcę to zrobić, bez taryfy ulgowej. Nie tylko dla ładnej sylwetki, ale przede wszystkim zdrowia i dobrego samopoczucia. Koniec z ciągłymi bólami brzucha. Trzymajcie kciuki!

PS Nie martwcie się, to nie będzie teraz jedyny temat na blogu. Najwyższa pora  przygotować się do świąt!

sobota, 29 listopada 2014

Owsianka na zimowe śniadanie


Dzisiaj po raz pierwszy tej jesieni zobaczyłam na termometrze ujemną temperaturę, zatem mogę już śmiało stwierdzić, że mamy zimę! Jak bardzo dobrze wiecie, uwielbiam zimę, ale niekoniecznie lubię jeść śniadanie o 8 rano przy włączonym świetle... Cóż, nie można mieć wszystkiego. A najlepiej poprawić sobie humor szybką poranną owsianką, pachnącą cynamonem.

Składniki: (na 1 porcję)

- 5 łyżek błyskawicznych płatków owsianych
- 1 szklanka wody (lub mleka)
- 3 łyżki rodzynek
- pół łyżeczki cynamonu
- 1 jabłko

Płatki owsiane wsypujemy do małego rondelka i zalewamy wodą lub mlekiem. Gotujemy 3-4 min, cały czas mieszając. Odstawiamy z palnika, dodajemy cynamon i rodzynki. Mieszamy. Jabłko obieramy ze skórki, kroimy w kostkę i dodajemy do owsianki. Mieszamy całość, posypujemy rodzynkami.

Teoretycznie można ją jeszcze zapiec, ale mi zależało na chrupkości i soczystości świeżych jabłek. Twórzmy własne owsianki, i na słodko, i na słono. To naprawdę najlepszy sposób na wartościowe i pyszne śniadanie, szczególnie w ponure dni.

wtorek, 25 listopada 2014

Nadchodzi zima...


Dzisiaj po powrocie ze spaceru Zuzia tryskała tak dobrym humorem i akurat miała na sobie nowe rzeczy z poprzedniego posta, że postanowiłam to wykorzystać i zrobić kilka zdjęć.

Buty sprawdzają się naprawdę dobrze. Bałam się trochę, że podeszwy okażą się zbyt sztywne, ale mała dzielnie przemierzyła w nich pieszo spory odcinek, bez najmniejszych problemów. Legginsy w norweskie wzory wprowadzają ją typowo zimowy klimat. Nie musimy rezygnować z nich o tej porze roku - wystarczy, że pod nie założymy dziecku grube rajstopy.

Nie muszę nic więcej pisać - uśmiech mówi sam za siebie ;)


sweterek - h&m
legginsy - pepco
buty - ccc

niedziela, 23 listopada 2014

Nowe


Ostatnio poświęcam się Zuzi, pracy i sprzątaniu, dlatego nie mam czasu na tworzenie nowych rzeczy. W tym tygodniu muszę jednak trochę go wygospodarować, bo Adwent już niedługo, a my nie mamy ani wieńca, ani kalendarza adwentowego! Same się przecież nie zrobią ;) Ostatnio sporo myślę o przygotowaniach do świąt. W zeszłym roku dopadła mnie jakaś świąteczna depresja, może dlatego teraz próbuję to i sobie i swoim bliskim jakoś zrekompensować. Większość prezentów i dekoracji już zaplanowana, teraz trzeba je zrobić albo na nie zarobić ;)

Póki co chciałybyśmy Wam z Zuzią pokazać nowe nabytki w jej szafie. Na dzieci jakoś łatwiej wydaje się pieniądze. Ja wolę zaszaleć w sh - to nigdy nie wywołuje potem wyrzutów sumienia.



buty - ccc

Fioletowe buty z myszką Minnie są bardzo ciepłe. Z powodu rzepów Zuzia nie ma problemów z samodzielnym ich ubieraniem. A że od wczoraj co chwilę skacze w nich po domu, są raczej wygodne. W dodatku idealnie pasują do jej narciarskiej kurtki.


legginsy - pepco
body - pepco

Ubrania z Pepco może i nie są najlepsze jakościowo, ale za to zawsze można tam znaleźć coś oryginalnego i niewiele kosztują. Zuzia zanim z nich wyrośnie założy je raptem kilka razy, więc po prostu nie zdążą się zniszczyć.


sweterek - h&m

Pastelowy sweterek to już trzeci egzemplarz z kolekcji. Moja mama kupiła w zeszłym tygodniu dwa (szary i beżowy - żeby nie było, że wszystko musi być różowe) i jesteśmy z nich tak zadowolone, że przy okazji kupiłam jeszcze jeden. Z -30% rabatem (na wybrane produkty).

Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu sprawię sobie coś dla siebie ;)

poniedziałek, 10 listopada 2014

Drewniany konik


Chciałam się skupić w każdym miesiącu na innym pomieszczeniu, ale okazało się to niemożliwe - nagle zaczęliśmy codziennie coś robić, zmieniać i kupować. Nareszcie w naszym mieszkaniu naprawdę coś się dzieje. Mój mąż zrobił nowe półki w garderobie, dzięki czemu zapanował tam idealny porządek. Pojawiło się dodatkowe oświetlenie w kuchni, a na ścianie zawisł okap - i działa :) I po raz pierwszy naprawdę rozmawiamy o remoncie, dzielimy się pomysłami i przemyśleniami. Zazwyczaj był to tylko mój  monolog, teraz widzę prawdziwe zaangażowanie z jego strony. Nie oznacza to wcale, że on próbuje zmieniać moje projekty. Udoskonala je i pomaga w ich realizacji. Może jeszcze przed świętami zabudujemy schody i zupełnie odmienimy pokój dzienny?

Na ścianie w pokoju Zuzi zawisł drewniany konik. Narysowałam go na sosnowej desce kiedy jeszcze byłam w ciąży. Miał być na biegunach, zostawiłam je inwencji twórczej znajomego stolarza. Wyszło raczej coś w rodzaju łódki (czy Wam też od razu przychodzi na myśl transportowany morzem koń trojański?), ale przez to jest jedyny w swoim rodzaju. Konik jest pierwszą rzeczą, na którą Zuzia zwraca swoją uwagę po wyjściu z łóżeczka. Najważniejsze, że jej się podoba :)

środa, 5 listopada 2014

Szare kotki dwa


Nastały chłodniejsze dni, dlatego wyjęłam z szafy Zuzi ciepłą kurtkę, kupioną w lutym. Spodziewałam się, że będzie już za mała, ale spokojnie posłuży jej jeszcze w tym roku. Do różowej kurteczki idealnie pasują szare dodatki. Czapka z uszami i haftowaną kocią mordką jest podszyta polarem. Skórzane buciki w tych samych kolorach nie są ocieplane, ale wystarczą grubsze skarpetki lub rajstopki, żeby nawet przy temperaturze kilku stopni małe stópki były dobrze chronione.

Pluszowy plecaczek kupiłam na Allegro. Mimo że był nowy i z metką, wylicytowałam go za jedyne 11 zł. Właściwie nic się do niego nie zmieści, nawet soczek ze słomką (o żłobkowym ekwipunku można zapomnieć), jedynie kilka naprawdę małych koników. Zuzia go uwielbia i wszędzie ze sobą zabiera. Jego skromna zawartość jest sposobem na nudę poza domem, a sam kotek spełnia rolę przytulanki i poduszki podczas snu w samochodzie.







kurtka - next / sh
dżinsy - lidl
buciki - kornecki
czapka - pepco
szaliczek - no name
plecak - gymboree / allegro

niedziela, 2 listopada 2014

Trochę blasku


Nie jestem sroką. Raczej nie gustuję w błyskotkach. Zauważyłam jednak, że ostatnio zwracam większą uwagę na biżuterię. Chyba z wiekiem kobiety tak mają ;) Robiąc prostą wełnianą bransoletkę postanowiłam obszyć ją małymi koralikami. Efekt naprawdę bardzo mi się spodobał. Ten egzemplarz można kupić TUTAJ, ale już mam pomysł na kolejną dla siebie!



Taka bransoletka to dobry sposób na dodanie blasku codziennym stylizacjom. Metaliczny lakier wygląda rewelacyjnie (i to po nałożeniu jednej warstwy!), ale jednak zostawiam go na specjalne wieczorne wyjścia. A Wy lubicie błyszczeć na co dzień?


środa, 29 października 2014

Kącik zabaw


Dzisiaj kolejna odsłona pokoju Zuzi, tym razem fragment kącika zabaw. Elementów diy póki co tu nie znajdziecie, wszystko pochodzi z Ikei. O ile białe meble dobrze współgrają z pastelowym królestwem małej dziewczynki, kolorowy dywan bardziej wpasowuje się już do pokoju dwuletniego urwisa. Dlaczego? Z dwóch powodów. A właściwie z jednego, który pociąga za sobą drugi. Wszystko co widzicie na zdjęciach jest prezentem od mojej mamy. O niczym nie wiedziałyśmy i widok "baby" ze zrolowanym dywanem pod pachą i kartonowymi pudłami z meblami bardzo nas obie z Zuzią zaskoczył. Wybrała ten a nie inny wzór, bo i tak cały czas jej opowiadam, jak wiosną będzie wyglądał pokój dziecięcy. Zresztą ja też bym go wybrała, jest bardzo prosty, a jednocześnie dodaje wnętrzu radosnego nastroju.


Mebelki mogę bez wahania wszystkim polecić. Nie dość, że są bardzo ładne, to jeszcze naprawdę solidne. Wytrzymują nawet obciążenie taty, bo odkąd Zuzia je dostała, to często zaprasza nas do siebie na herbatkę.


Jednak największą radochę sprawiły jej filcowe warzywa. Wszystkich nimi karmi, i nas, i pluszaki, wydając przy tym stosowne odgłosy mlaskania. Na pewno przy kolejnej wizycie w Ikei kupię jej inny zestaw, np. owoce albo kanapki. Byłam pewna, że dzieci później bawią się w tego typu zabawy. Myślałam, że kupię jej kuchnię dopiero na 3. urodziny. A tymczasem już zaczynam rozglądać się za jakąś jako prezent gwiazdkowy. A może rodzice wykażą się zdolnościami i sami ją zrobią córeczce? Do świąt jeszcze trochę w sumie zostało ;)

niedziela, 26 października 2014

Malowane drzewo


Ostatnio pokazałam Wam swoją odmienioną kuchnię, teraz przyszła kolej na pokój Zuzi. A właściwie na jego fragment - ściany w kąciku sypialnym. Jeszcze dwa tygodnie temu całe pomieszczenie pełniło też funkcję naszej sypialni. Myśleliśmy, że przeprowadzka rodziców do pokoju dziennego nastąpi znacznie później. Jednak półtoraroczny maluch potrzebuje o wiele więcej miejsca, niż można by przypuszczać. Tak więc poza jej kącikiem, o którym pisałam kiedyś tutaj, Zuzia ma teraz jeszcze sporą przestrzeń do zabawy.

Pomysł na drzewo przy łóżeczku przyszedł mi do głowy, kiedy małej nie było jeszcze na świecie. Chciałam je namalować sama, ale ani w ciąży, ani przy noworodku unoszący się w powietrzu zapach farby nie jest wskazany. Drzewo było namalowane odręcznie, bez szablonów, dlatego nie jest idealne. Cóż, prawdziwe drzewa też nie są ;) Nałożyłam dwie warstwy białej farby. Nadal nie jest wystarczająco kryjąca, ale specjalnie tak to zostawiłam. Na gałęziach zawisną ramki ze zdjęciami. Planowałam też małe półki, ale chyba jednak zostanę przy fotografiach. Fioletowe aplikacje to naklejki wycięte z matowej folii, z daleka wyglądają zupełnie jak namalowane. Z tej samej folii powstał napis na sąsiedniej ścianie.





Wybrałam pastelowy fioletowy kolor ścian, bo wydawał mi się idealnym rozwiązaniem i dla maleńkiej dziewczynki, i dla nas (mój mąż na pewno nie zasnąłby w różowej sypialni). Do tego białe mebelki i pastelowe dodatki. Po 1,5 roku widzę, że nadszedł czas na zmiany. Marzy mi się dużo bieli w połączeniu ze wszystkimi kolorami tęczy. Zostawiam to jednak do wiosny. Póki co wykończę jej pastelowe królestwo pasującymi do obu stylów meblami i tanimi, łatwymi do zmiany dodatkami. Wiosną Zuzia skończy dwa latka i pójdzie do żłobka, to będzie idealny moment na nowy pokój - już nie niemowlaka, tylko malucha.