Pamiętam, jak robiła go moja babcia. Miał być lekarstwem na chore gardło, ale po kryjomu piłam go tylko dlatego, że był przepyszny. Cóż, dzieci z reguły uwielbiają wszystko, co słodkie. Co roku, patrząc na rozwinięte żółte kwiaty, myślałam o tym, żeby wziąć przepis od babci i samej spróbować go zrobić. Kiedy byłam już zdecydowana, po kwiatach nie było już ani śladu. Tym razem znalazłam przepis w internecie (babcia stwierdziła, że już go nie pamięta) i wybrałam się na ogródek. Zbieranie i liczenie kwiatków jest o wiele mniej praco i czasochłonne niż obieranie płatków. Jednak później natknęłam się na przepis, gdzie używa się całych główek, razem z zielonymi końcówkami. Wypróbowałam oba sposoby, nie zauważyłam różnicy w smaku, dlatego nie warto tracić czasu na zabawę w odcinanie i obieranie.
Gotowy miód smakuje zupełnie jak ten pszczeli. Jest płynny - idealny do słodzenia herbaty czy grzanego wina. Myślę, że gdyby się gotował kilka godzin, po redukcji miałby konsystencję podobną do prawdziwego miodu. Koniecznie zróbcie kilka słoików/butelek - będzie idealny na zimę, a z części możecie przygotować miód pitny, dolewając po prostu wódkę.
Składniki:
300 kwiatów mniszka lekarskiego
1,5 l wody
1 kg cukru
1 cytryna
Kwiaty płuczemy. Zalewamy wrzącą wodą i odstawiamy na 1,5 godz. Przecedzamy, dodajemy cukier i sok z cytryny i gotujemy przez 0,5 godz. Przelewamy do słoików, zakręcamy i stawiamy do góry dnem.
Poza walorami smakowymi posiada także szereg właściwości zdrowotnych. Pomaga m.in. w przeziębieniu, problemach z wątrobą, reumatyzmie, podnosi odporność. Zatem na łąkę, póki jeszcze kwitnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz