poniedziałek, 30 grudnia 2013

Najprostsze kolczyki DIY


Jak w prosty sposób zrobić samodzielnie kolczyki? To wcale nie musi być praco- i czasochłonne. Wystarczy zaopatrzyć się w parę bigli, kawałek cienkiego drutu lub kilka drucianych kółek (montażowych) i wybrać dwie odpowiadające nam zawieszki, korale czy inne półfabrykaty. TUTAJ znajdziecie całe mnóstwo tego typu elementów - ceny są zazwyczaj tak niskie, że warto zrobić większe zakupy, bo koszt całego podanego wyżej zestawu może wynieść mniej niż wysyłka. I tak za drewniane róże zapłaciłam całe 1,50 zł, w sklepie gotowe kolczyki kosztowały 8 zł. Kiedy już mamy wszystkie części, trzeba je tylko ze sobą połączyć. I cieszyć się nową biżuterią ;)

wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych świąt!


Czym pachnie w Waszych kuchniach? U mnie póki co kapustą z grzybami i kompotem z suszonych owoców. Babcia gotuje zupę rybną, a za chwilę mama podrzuci mi miskę makówek. Po południu usmażymy jeszcze na maśle grzanki do zupy i oczywiście karpia. Wszędobylska Zuzia nie pozwoliłaby mi w tym roku samodzielnie przygotować więcej potraw.


Jak widzicie w końcu udzielił mi się świąteczny nastrój. Chociaż właściwie to dopiero wczoraj. Może to też wina pogody - kiedy byłam mała zawsze były białe święta. A dzisiaj? Na termometrze za oknem aż 13 (!) stopni w cieniu. Przygotowania do Bożego Narodzenia były w tym roku pełne szczerych chęci i niepowodzeń, ale przecież ani prezenty, ani dekoracje nie są tutaj najważniejsze.


Upiekłam jednak wczoraj pierniki i nawet zrobiłam wieniec na drzwi. Styropianową obręcz owinęłam białą wełną i dokleiłam wycięte z filcu kwiaty gwiazdy betlejemskiej. Jest dwustronny, bo drzwi do naszego domu są w całości przeszklone. A choinka ostatecznie została mała i sztuczna - mam nadzieję, że Zuza nie da jej rady ;) W przyszłym roku może skusimy się na dużą prawdziwą. Zuzia dzielnie brała udział we wszystkich porządkach, pieczeniu, gotowaniu i ozdabianiu, ale nawet ona ma czasem dosyć.


Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam wszystkim wesołych, zdrowych i radosnych świąt. I niech świąteczny nastrój zostanie z Wami jak najdłużej!

piątek, 20 grudnia 2013

Przedświąteczna depresja?

Ostatnio nic mi nie wychodzi. Zrobiłam mydła z płatkami owsianymi - nie chciały wyschnąć, a potem zaczęły ciemnieć. Masa z sody oczyszczonej, mąki ziemniaczanej i wody nie nadawała się do niczego, a już na pewno nie do zrobienia ozdób na choinkę. Zwątpiłam już w swoje umiejętności. A może po prostu mam pecha? Jakoś nie czuję tych świąt. Choinki też nadal nie mamy, bo mój mąż jeszcze się po nią nie pofatygował. Jedynie kawałki karpia leżą sobie w zamrażalniku. Prezenty czekają na zapakowanie, ale nadal nie mam tego najważniejszego - dla Zuzi. To jej pierwsza Gwiazdka, a ja mam objawy jakiejś przedświątecznej depresji. Nie przygotowuję tony jedzenia, bo i tak będziemy w domu tylko w Wigilię. W ogóle nie udziela mi się bożonarodzeniowy nastrój. Ktoś z Was też tak ma? Wszyscy się cieszą, sprzątają, kupują, ozdabiają i gotują, a u nas? Nic. Dzień jak co dzień.

piątek, 13 grudnia 2013

Ręcznie robione kredki


Święta za pasem, dlatego koniec czczej gadaniny na temat prezentów i finansów (kto jednak chce się zapoznać z moim wywodami, znajdzie je TUTAJ i TUTAJ) i najwyższa pora zabrać się do roboty. W kilku kolejnych postach chciałabym Wam pokazać ręcznie wykonane drobiazgi, które mogą być wspaniałym pomysłem na małe podarunki dla Waszych najbliższych. Są to rzeczy, które absolutnie każdy może zrobić - nie wymagają żadnych zdolności, nie są pracochłonne, potrzebne składniki są tanie i ogólnodostępne, a ich przygotowanie zajmie Wam niewiele czasu. Idealne propozycje dla kogoś, kto jest zabiegany, ale chciałby w te święta wręczyć ukochanym osobom coś wyjątkowego, prosto z serca, własnoręcznie zrobionego. W przyszłym tygodniu pokażę Wam jeszcze tutoriale na choinkowe ozdoby. Miłej pracy ;)

Kolorowe kredki o niecodziennych kształtach na pewno spodobają się i przedszkolakom, i trochę starszym dzieciom. A jeśli macie foremki w kształcie serduszek, zróbcie kredki w pastelowych kolorach i podarujcie je nastolatce - taki uroczy gadżet na pewno jej się spodoba ;)


Wystarczy przygotować:

kilka kolorowych świecowych kredek
małe silikonowe foremki o zabawnych kształtach


Kredki obieramy z papierków i łamiemy na małe kawałki.


Wypełniamy nimi foremki.


Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 150 stopni C. na 15 min.


Ostrożnie wyjmujemy i zostawiamy do wystygnięcia (min. 1 godz.)

Wyjmujemy gotowe kredki i pakujemy.

Koniecznie zróbcie od razu więcej kompletów. Kiedy pójdziecie w odwiedziny do znajomych, zamiast kupować słodycze, dajcie kredki ich pociechom. Takich na pewno nie kupią w żadnym sklepie.

czwartek, 12 grudnia 2013

Brownie


Grudniowe wieczory mijają nam bardzo czekoladowo. Gorący kubek czekolady ze szczyptą chili i kawałek cudownie czekoladowego brownie. Czekolady nigdy za wiele ;)

To moje pierwsze brownie w życiu. Oczekiwania były duże, bo to jedno z moich ulubionych ciast. Okazało się być bardzo proste do zrobienia, a smak zdecydowanie mnie zadowolił. Jeśli jeszcze nie próbowaliście, koniecznie upieczcie je po południu. Umili Wam świąteczne przygotowania.


Składniki:

150 g gorzkiej czekolady
125 g masła
3 jajka
3/4 szkl. cukru
szczypta soli
200 g mąki
2,5 łyżeczki proszku do pieczenia

Masło i czekoladę rozpuszczamy na małym ogniu. Przelewamy do miski. Dodajemy cukier, szczyptę soli i roztrzepane jajka. Wsypujemy mąkę połączoną z proszkiem do pieczenia i mieszamy, aby składniki się połączyły. Blachę wykładamy papierem do pieczenia, wykładamy ciasto i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do temp. 175 stopni C. Pieczemy 30 min.

Ostudzone ciasto możecie polać polewą czekoladową. Jeśli macie orzechy, posiekajcie je i wrzućcie do surowego ciasta. Przepis pochodzi z miesięcznika Moje smaki życia nr 8/2013.

środa, 4 grudnia 2013

Świąteczne finanse

Cały rok z utęsknieniem czekamy na Gwiazdkę, ale kiedy już się zbliża, przypominamy sobie o tym, że świąteczny nastrój będzie nas sporo kosztować. Najpewniej przyjadą goście, trzeba kupić i ugotować wyjątkowe potrawy nie tylko na Wigilię, ale także na pozostałe świąteczne dni. I to w dużych ilościach, bo Boże Narodzenie to czas, kiedy zapominamy o dietach. Trzeba przygotować dom: choinka, dekoracje, płyty z kolędami. No i oczywiście prezenty. To zdecydowanie nasza największa bolączka. Bo przecież skoro prezent ma być taki idealny (o tym TUTAJ), to przecież musi być drogi. Nawet jeśli nie jest, to święta to taki czas, kiedy kupujemy dużo prezentów różnym osobom jednocześnie. Wybierając podarunki na inne okazje, np. urodziny czy imieniny, nasz budżet tak bardzo nie cierpi, jesteśmy w stanie wydać znacznie więcej na konkretną osobę. Chyba że wszyscy w naszej rodzinie urodzili się w tym samym miesiącu.

Co zrobić, żeby mieć pieniądze na prezenty (a także na całą świąteczną resztę)? Najlepiej oszczędzać lub rozłożyć wydatki w czasie. Dobrym pomysłem jest założenie "koperty bożonarodzeniowej" (lub konta oszczędnościowego), gdzie co miesiąc będziemy wpłacać określoną sumę. W ten sposób kiedy przyjdzie czas na gwiazdkowe zakupy, będziemy mieli za co je zrobić. Poza tym, kto powiedział, że prezenty trzeba kupować w grudniu? Może się to wydać dziwne, ale znam osobę, która kupuje je przez cały rok. Nieraz kiedy idziemy do sklepu, widzimy jakąś rzecz i myślimy: "O, to by się spodobało/przydało Krzyśkowi", ale skoro nie ma żadnej zbliżającej się okazji, nie kupujemy tego (bo po co), a przed Bożym Narodzeniem o tym zapominamy. O ile łatwiej i lepiej byłoby kupować prezenty "na bieżąco", wtedy każdy dostałby coś wyjątkowego, a nasze portfele nie byłyby puste, szczególnie, że potrzebujemy w tym czasie pieniędzy na tyle innych rzeczy. Zdecydowanie odradzam za to zaciąganie kredytów czy szybkich pożyczek. Święta do wspaniały czas i każdy chce je spędzić w wyjątkowy sposób, ale kiedy miną (a będzie to jak zwykle szybko), zostaniemy z zadłużeniem. Warto? Przecież naszym bliskim na pewno nie zależy na tym, żebyśmy zbankrutowali dla kilku dni świętowania. Naprawdę można ograniczyć (lub rozłożyć w czasie) wydatki i zatrzymać świąteczny nastrój na dłużej, a nie denerwować się kredytami zaraz po wyjeździe gości.

No dobrze, ale jak oszczędzić na prezentach? Wartość prezentu jest sprawą subiektywną. Pamiętajmy, że o wiele cenniejsze jest coś od serca niż drogie byle co. Fana motoryzacji bardziej ucieszy kalendarz z samochodami, których zdjęcia będą mu umilać wszystkie dni nadchodzącego roku, niż markowa piżama. Najważniejsze, żeby prezent był dopasowany do gustów obdarowanego, wtedy cena naprawdę nie będzie grała żadnej roli. A dzieci? Tutaj dużo zależy od wychowania, charakteru i presji rówieśników. Uczmy je od małego, że człowieka poznaje się po tym, jaki jest, a nie ile ma.

Świetnym pomysłem, i dla małych, i dla dużych, będą prezenty wykonane samodzielnie. Nie ma lepszego sposobu na okazanie uczuć naszym bliskim. Nie zastąpi tego żaden drogi gadżet. Fakt, że poświęciliśmy czas i siłę na stworzenie czegoś wyjątkowego z myślą o tej konkretnej osobie - bezcenne. Prezenty szyte na miarę. Są rzeczy, które przy odrobinie wysiłku i zaangażowania naprawdę każdy może zrobić. Przykłady? Dla niej - naturalne, wspaniale pachnące mydło peelingujące o niecodziennym kształcie, oczywiście pięknie zapakowane. Dla niego - komiksowe podkładki pod kubki. Dla dziecka - ręcznie uszyta pluszowa przytulanka. Prawdziwe kopalnie pomysłów na prezenty diy znajdziecie tutaj: DLA NIEJ, DLA NIEGO, DLA DZIECKA. W ten sam sposób możecie zaopatrzyć się też w DEKORACJE. Rękodzieło jest teraz w cenie. Warto wziąć to pod uwagę kierując się wybieraniem prezentów.

wtorek, 3 grudnia 2013

Luksusowa sukieneczka z Kubusiem



Nigdy nie należałam do osób, które zachwycały się w sklepach małymi ubrankami. Skoro nie miałam ich dla kogo kupować, to w ogóle ich nie oglądałam. Sytuacja nie zmieniła się nawet dwa lata temu, kiedy na świat przyszedł mój przyrodni braciszek. Za to kiedy urodziłam Zuzię (a właściwie to już w szóstym miesiącu ciąży), popadłam w istne ubrankowe szaleństwo. O tym, jak udało mi się nie zbankrutować zalewając garderobę małej morzem ubranek, pisałam wcześniej TUTAJ.

Obok tej sukienki po prostu nie mogłam przejść obojętnie. A la tweedowy materiał, przetykany srebrną nitką, tkany z przędzy w dwóch kolorach, 30% prawdziwej wełny. Śliczny dziewczęcy krój, haftowany Kubuś z Prosiaczkiem, a w środku podszewka. 100% dziecięcego luksusu ;) Problem był jeden - rozmiar. Nie byłam pewna, czy Zuzia w ogóle się w nią zmieści. A jeśli już, to założy ją zaledwie kilka razy (dokładnie 3). Ale cena zrobiła swoje. Stwierdziłam, że choćby miała ją mieć na sobie tylko raz i będę mogła zrobić jej zdjęcia, to warto. Poza tym już w przyszłym tygodniu urodzi się moja przyrodnia siostrzyczka, więc sukienka na pewno będzie wykorzystana.

Elegancka sukienka wymaga eleganckich dodatków. Baletki chanelki (z małymi serduszkami na podeszwach) i rajstopki (także w serduszka, tym razem ażurowe) kupiłam na allegro. Sweterek (tak jak sukienka) został kupiony w sh. Jego dni też są już policzone, ale służył małej praktycznie od samego początku. Czas pomyśleć o kolejnych zakupach, bo Okruszek nagle zaczął rosnąć w bardzo szybkim tempie ;)




sukienka - m&s / sh
sweterek - gap / sh
baletki - primark
rajstopki - next

niedziela, 1 grudnia 2013

Prezenty gwiazdkowe

Rozpoczynamy wielkie bożonarodzeniowe odliczanie. Najwyższy czas, żeby pomyśleć o prezentach dla najbliższych (o ile jeszcze tego nie zrobiliście). Mając na uwadze to, aby sprawić obdarowywanemu jak największą radość, a także będąc cały czas w temacie oszczędzania, postanowiłam zastanowić się nad tym, jaki właściwie powinien być prezent gwiazdkowy. Nie będzie to typowy wpis poradnikowy, raczej luźny zbiór myśli, które przyszły mi do głowy. Chętnie przeczytam, jakie jest Wasze zdanie na ten temat ;)

Moim zdaniem idealny prezent powinien być: 

...wymarzony - brzmi to trochę patetycznie, ale przecież nikt nie lubi dostawać czegoś, co mu się nie podoba. Oczywiście nie chodzi tutaj o spełnianie największych życiowych marzeń, przecież mało kto z nas jest w stanie podarować rodzinie nowe samochody czy egzotyczne wycieczki. Na pewno jest coś, co dana osoba chciałaby mieć, ale po prostu nie ma możliwości sama sobie tego kupić. Z różnych powodów, niekoniecznie materialnych. Czasem dana rzecz jest np. piękna i wcale nie jest droga, ale nie jest potrzebna i dlatego odkłada się jej kupno na później. Albo jest dostępna w sprzedaży tylko w określonym miejscu/kręgu, do którego to my mamy dostęp. A może nasz członek rodziny jest kolekcjonerem? Przecież nie kupujemy prezentów obcym osobom, dlatego mamy przynajmniej ogólne pojęcie o tym, o czym marzą lub co po prostu chcieliby mieć.

...przemyślany - ten punkt łączy się z poprzednim. Zanim wyruszymy na zakupy, zastanówmy się chwilę. Zróbmy listę wszystkich osób i wpiszmy obok każdego imienia kilka propozycji prezentów. Zanotujmy zarówno pierwsze myśli, które przyjdą nam do głowy, jak i te po dłuższym zastanowieniu. Nie kupujmy na ostatnią chwilę. Wtedy jak zwykle wybierzemy coś "żeby było", czyli skarpetki i zestaw kosmetyków. Nie mówię, że to złe propozycje, ale tylko w przypadku, kiedy świadomie uznamy, że obdarowany naprawdę by tego chciał, bo skarpetki są z motywem z komiksu, a kosmetyki mają ulubiony zapach.

...trafiony - w zasadzie jest to przeciwieństwo poprzedniego punktu. Listę prezentów potraktujmy jako wskazówkę, nie konkretne wytyczne. Nie nastawiajmy się na "tę jedną jedyną" rzecz, bo możemy jej nie dostać, a to spowoduje tylko frustrację. Dlatego ważne jest, żeby przy każdym imieniu było kilka propozycji. W sklepie może się okazać, że zupełnie przez przypadek zobaczymy coś, co wcześniej nie przyszło nam w ogóle do głowy, a okaże się strzałem w dziesiątkę. Taki szczęśliwy traf. Z tego też powodu nie ograniczajmy się do jednego sklepu, nie kupujmy na siłę w jednym miejscu "żeby mieć to już z głowy". Poświęćmy wybieraniu prezentów trochę czasu. Czasem w innym centrum handlowym dokonany spontanicznego wyboru, który okaże się trafiony.

...niekoniecznie użyteczny - czy podstawowym kryterium przy wyborze podarunków jest dla Was to, czy dana rzecz się komuś przyda? Owszem, jeśli wiemy, że nasz brat marzy o zestawie kluczy nasadowych, użyteczność będzie tu miała kluczową rolę. Ale przecież prezent nie musi być użyteczny. Takie rzeczy najczęściej kupujemy sobie sami, bo po prostu są nam potrzebne. Często dobrym pomysłem będzie coś po prostu pięknego lub zabawnego.

...wybierany z miłością - to właściwie mogłoby być podsumowanie tego wpisu, ale chodzi mi o rzecz szczególną. Zastanawiacie się nad pomysłem dla mamy? Nie kupujcie jej robota kuchennego ani kompletu talerzy. To ma być prezent dla niej, personalnie, kobiety, nie dla "pani domu". Wybierzcie coś, co sprawi jej przyjemność, a nie pokaże jej, że jej miejsce jest w kuchni. Zastanawia mnie, dlaczego tego typu prezenty najczęściej dostają matki i żony. I znowu - jeśli mama/żona/etc. marzy o sprzęcie kuchennym i sprawi jej to prawdziwą radość, kupcie go. Ale może w tym roku wybierzcie perfumy albo coś innego, a na końcu listy osób dopiszcie hasło "dom" i kupcie te talerze jako ogólny prezent dla wszystkich?

...oryginalny - nie chodzi mi o to, żeby miał metkę ze znaną marką czy pochodził z naprawdę limitowanej kolekcji. Wybierzmy w tym roku coś nieszablonowego, zupełnie innego od tego, co kupowaliśmy zawsze. A może dosłownie jedynego w swoim rodzaju? Dobrym pomysłem będzie rękodzieło, nie tylko jako prezent dla kobiet. Ozdoby czy rzeczy codziennego użytku, wykonane tylko w jednym egzemplarzu. Gwarantują niepowtarzalność. Albo, idąc dalej tym tropem, zupełnie zrezygnujemy z kupowania i sami coś zrobimy? Pamiętajmy, że prezenty robione własnymi rękami, od początku z myślą o danej osobie, są wyjątkowe i cieszą najbardziej. Jeśli nie macie zdolności manualnych zamówcie np. kalendarz lub fotoksiążkę z Waszymi wspólnymi zdjęciami - to wspaniały pomysł na uwiecznienie pięknych chwil i świetny prezent.

...na miarę naszych możliwości finansowych - to zdecydowanie nasza największa bolączka. W tym miejscu wypisałam tak wiele podpunktów, że zdecydowałam się na przedstawienie Wam tego w osobnym poście, poświęconym bożonarodzeniowym finansom.


poniedziałek, 25 listopada 2013

Śnieg!


Otworzyłam rano oczy, a za oknem... biało! Pewnie dla części z Was nie jest to dobra nowina, ale ja się bardzo cieszę - moja córeczka po raz pierwszy w życiu zobaczy śnieg! Jednak zanim wyszłam na spacer, minęła już 11:00, a po białym puchu prawie nie było już śladu. Wpakowałam więc Zuzię w ciepły kombinezon (w groszki oczywiście, a jakże) i wybrałyśmy się na poszukiwanie zimy. Pogoda niestety pokrzyżowała nam plany i jak szybko wyszłyśmy, tak szybko wróciłyśmy, a Zuzia śniegu w końcu nie zobaczyła. Rozczarowana zasnęła wreszcie chwilę przed przyjściem do domu. Szkoda, bo miałam ochotę zrobić fotorelację z naszego pierwszego zimowego spaceru. Patrząc teraz przez okno już planuję jutrzejsze wyjście - zapowiada się duuużo śniegu ;)

czwartek, 14 listopada 2013

Święta? To już?

Mam wrażenie, że w tym roku wyjątkowo wcześnie zalała nas fala bożonarodzeniowych reklam. Przecież nie ma jeszcze nawet połowy listopada! O dziwo nie widziałam nigdzie reklamy Coca-Coli, która przecież zwykle pojawiała się jako pierwsza. Na sklepowych półkach piętrzą się już czekoladowe mikołaje i bombki choinkowe, a z gazetek promocyjnych wołają do nas propozycje prezentów dla bliskich. Czy tylko mi się wydaje, że co roku świąteczna gorączka zaczyna się coraz wcześniej? Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak podążyć za tłumem i zacząć planować święta. Tym bardziej, że te będą wyjątkowe, bo po raz pierwszy będziemy je spędzać w trójkę.  

Takie wczesne planowanie ma swoje plusy. Po pierwsze, możemy na spokojnie wybrać dla każdego prezenty. Te przemyślane na pewno będą cieszyć bardziej niż kolejny zestaw kosmetyków kupiony dzień przed Wigilią. No i możemy rozłożyć wydatki na dwa miesiące. Po drugie, skoro jest jeszcze tyle czasu, to może w tym roku spróbujecie zrobić coś samodzielnie? Nie chodzi mi tylko o świąteczne dekoracje czy samodzielne upieczenie piernika, ale także właśnie o prezenty (myślę, że temat prezentowy będzie świetnym pomysłem na kolejnego posta z cyklu "oszczędzanie"). Po trzecie, rozłożenie wszystkich zajęć w czasie pozwoli nam na spokojnie przeżyć te rodzinne chwile, bez narastającego stresu. 


Tak więc... wesołego przygotowywania się do świąt!

czwartek, 7 listopada 2013

Miesięczny plan wydatków

Jak co miesiąc wyczekujemy z niecierpliwością tego dnia. Co chwilę spoglądamy na wyświetlacz komórki, sprawdzamy konto internetowe albo (a jakże!) wyglądamy przez okno wypatrując listonosza. Planujemy w jaki sposób będziemy go świętować, bo to święto przecież. Matki Boskiej Pieniężnej. Nareszcie jest! Wypłata. Po pracy wsiadamy w samochód, jedziemy do centrum handlowego, które w tym dniu wręcz roi się od nam podobnych, i wydajemy trzy czwarte tego, co zarobiliśmy. Trzy tygodnie później przychodzi przypomnienie o niedokonanej płatności za prąd, a w lodówce pustka. I jak tu sobie poradzić przez kolejnych siedem dni? A później przychodzi kolejna wypłata i historia się powtarza. A zaległości (w najgorszym wypadku) rosną. Konkluzja jest zawsze taka sama - za mało zarabiamy. Najwyższa pora spojrzeć na tę kwestię z innej perspektywy - może po prostu za dużo wydajemy?

Znacie tę zakupową gorączkę kiedy tylko wyjmiecie ciepłą jeszcze gotówkę z bankomatu? Mam nadzieję, że nie. Ale bądźmy szczerzy. Jak tylko widzimy ten ciąg cyfr na naszym koncie, w większości w ogóle nie myślimy, na co je przeznaczyć. Niby owszem, przecież trzeba zapłacić rachunki, kredyt, oddać koledze, syn ma za małe buty, córka potrzebuje nowy plecak, no i OC trzeba zapłacić... Ale potem jedziemy na zakupy - rozdysponujemy później to, co zostanie.


Co zrobić, kiedy dostajemy wypłatę? Zaplanować wszystkie wydatki. Tylko tak nie będziemy ryzykować, że może na coś nie starczyć. Chyba że ktoś z Was należy do szczęśliwców, którzy nie muszą się z tym liczyć. A nawet jeśli tak jest, to warto zastanowić się nad comiesięcznymi wydatkami, żeby móc sobie pozwolić na więcej przyjemności lub odłożyć na wymarzony cel. Jeśli Wasza pensja jest zawsze taka sama, możecie zrobić plan wydatków wcześniej. Oczywiście mój sposób nie musi przypaść Wam do gustu, nie musi się też sprawdzić w Waszym domu. U mnie jednak zadaje egzamin i dlatego chciałabym go przedstawić. 


1. Spłacamy ratę kredytu / karty kredytowe - zdecydowanie zróbmy to w pierwszej kolejności, niepotrzebne nam rosnące odsetki.


2. Płacimy WSZYSTKIE rachunki - nawet te, których termin spłaty mija dopiero za dwa tygodnie - do tego czasu zdążymy o nich zapomnieć albo zabraknie nam pieniędzy.


3. Zastanawiamy się nad dodatkowymi wydatkami w danym miesiącu - lepiej wcześniej uświadomić sobie, że trzeba kupić prezent urodzinowy, zrobić przegląd techniczny samochodu czy zapłacić za szkolną wycieczkę. Nie chodzi mi tutaj o planowanie przyjemności (te niestety zostawiamy na sam koniec), ale o wydatki konieczne w tym konkretnym miesiącu. Od razu odkładamy wszystkie potrzebne na te cele pieniądze.


4. Wpłacamy określoną kwotę na konto oszczędnościowe - ideałem byłoby oszczędzać co miesiąc co najmniej 10% całego naszego dochodu, ale rzadko jest to możliwe. Warto spróbować odkładać 5 lub 10% kwoty, która została nam po opłaceniu najważniejszych rzeczy. Na bieżące wydatki rozdysponujemy resztę. Chodzi o to, żeby oszczędzanie weszło nam w nawyk. Nawet jeśli będziemy wpłacać małe kwoty, po pewnym czasie przyniesie to wymierne korzyści.


5. Planujemy bieżące wydatki: jedzenie, kosmetyki, środki czystości, paliwo - warto przyjrzeć się ilości pieniędzy jaką wydajemy na życie, czy nie jest tego przypadkiem za dużo. Ustalmy maksymalną tygodniową kwotę, która będzie nam niezbędna na normalne funkcjonowanie, biorąc pod uwagę także koszty dojazdów do pracy / szkoły. Podzielmy resztę naszej pensji na cztery tygodnie. Czy w każdej z części mieści się wyznaczona kwota? Jeśli jeszcze coś zostaje, odłóżmy to na nieprzewidziane wydatki - awaria, wizyta u lekarza, leki. Jeśli się nie mieści mamy dwie możliwości: możemy uszczuplić nasz tygodniowy budżet lub mniej zaoszczędzić. 


Jak zmieścić się w wyznaczonym budżecie? Róbmy zakupy raz w tygodniu, ustalając wcześniej dokładny jadłospis i opracowując listę zakupów. Wkrótce pojawi się post jak się do tego zabrać (kiedy zakończy się moja faza eksperymentalna). 


Aha, zanim zaczniecie wydawać pieniądze na jedzenie, zróbcie porządek w lodówce - najpierw zjedzcie jej zawartość (oczywiście nie konfitury i mrożone owoce na zimę). Z doświadczenia wiem, że im później pojedziecie na zakupy, tym więcej zostanie Wam na koniec miesiąca. No i nic się nie zepsuje.


6. A gdzie miejsce na przyjemności? Niestety na końcu. Kiedy już wydamy pieniądze na wszystkie potrzebne kwestie, resztę możemy wydać na zakupy, kosmetyczkę czy wyjście do restauracji. Czyli dopiero pod koniec miesiąca. Nie jest to wcale kwestia odmawiania sobie wszystkiego, raczej rozsądne podejście do kupowania i wydawania. Nic nam nie zostało? Pamiętajmy, że nie za wszystko trzeba płacić. Może zamiast żałować, że nie wyjedziemy na weekend w góry, zabierzmy swoją rodzinę na spacer do lasu. Rozejrzyjmy się - wokół nas jest pełno miejsc, dokąd można pójść, i mnóstwo rzeczy, które można zrobić, spędzając miło czas i nic na to nie wydając. A może odwiedzicie dawno niewidzianych znajomych?



Tak, takie planowanie zabiera trochę czasu. Ale za którymś razem z kolei pójdzie Wam to coraz łatwiej. Oczywiście nie zawsze wszystko wychodzi mi tak, jakbym tego chciała. Poza tym mam jeszcze bardzo małe dziecko, któremu nie trzeba co chwilę tłumaczyć, że nie mogę mu czegoś kupić. Mam nadzieję, że do tego czasu osiągnę odpowiednią stabilność finansową. Póki co staram się do tego dążyć. A może macie swoje sposoby na stworzenie domowego planu miesięcznych wydatków? Chętnie dowiem się więcej.




poniedziałek, 4 listopada 2013

Oszczędzanie jest modne

Na pewno każdy z Was to zna. Może pamiętacie to z dzieciństwa, a może sami tego doświadczyliście będąc na studiach czy już w dorosłym życiu. Brak pieniędzy. Chwilowy lub permanentny. Nieważne czy chcieliście kupić sobie coś drogiego czy brakowało Wam do ostatniego. Jeśli nie chcieliście pożyczać (lub już nie mieliście od kogo), trzeba było oszczędzać. 

Mam wrażenie, że dzisiaj oszczędzanie staje się modne. Co druga reklama w telewizji czy na portalach internetowych dotyczy nowych ofert kont oszczędnościowych lub lokat. Na zmianę z kredytami i zakupami na raty. Do odkładania pieniędzy namawiają nas znane twarze, powstają programy i poradniki na ten temat. Skąd się bierze ta moda? A może to nie moda, tylko konieczność? Czy to przez kryzys (którego niby już nie ma, a podobno nigdy u nas nie było)? A może to za sprawą tego, że raty zaciągniętych kredytów rosną, tak samo jak ceny podstawowych produktów, a nasze pensje już niekoniecznie? Zresztą nieważne czy wystarcza nam na normalne życie. Zawsze czujemy finansowy niedosyt. Chcielibyśmy mieć lepsze rzeczy, jeździć na lepsze wakacje, żyć dostatniej niż inni. Może ten trend nie jest zły? Nie chodzi mi tutaj o niezdrową chęć rywalizacji, ale właśnie o oszczędzanie. Przecież mając świadomość, że mamy coś na boku, czujemy się bezpieczniej.


Zaczęłam się zastanawiać po co właściwie ludzie oszczędzają. Doszłam do wniosku, że są trzy zasadnicze powody:


- żeby nazbierać na konkretny cel - wartość nie ma znaczenia, przecież nasze marzenia są różne (często niestety zależą od dochodów). Dla jednych celem rocznego odkładania pieniędzy może być nowy samochód czy podróż w egzotyczny zakątek świata, dla innych nowa para butów (i to niekoniecznie z wyższej półki) lub aparat fotograficzny. Zawsze warto o czymś marzyć i próbować to realizować, dlatego nawet oszczędzając z innego powodu, dobrym pomysłem jest odkładać dodatkowo nawet małe kwoty na spełnienie swojego marzenia.


- żeby mieć pieniądze na czarną godzinę - wypadki chodzą po ludziach. Awaria samochodu, spalona lodówka, choroba - zawsze warto mieć dodatkowe pieniądze na nieprzewidziane potrzeby. Żeby uniknąć stresu, biegania po rodzinie czy nieuczciwych pożyczkodawców. 


- żeby zapewnić sobie pewną przyszłość - żyjemy w niepewnych czasach, przyrost naturalny stale maleje i zaczynamy się po prostu bać - czy nasza emerytura wystarczy nam na godne życie? Czy w ogóle ją dostaniemy? Takie oszczędzanie jest najtrudniejsze, musi być systematyczne i długotrwałe. Nie musimy oczywiście odkładać pieniędzy na siebie, wiele osób otwiera lokaty dla swoich dzieci, zaraz po ich urodzeniu, żeby miały łatwiejszy start w przyszłość lub na konkretny cel: studia, samochód, wesele.


Ideałem byłoby robić to ze wszystkich trzech powodów. Jednak, jak ze wszystkim, także i ze zbieraniem pieniędzy można popaść w skrajność. Moim zdaniem nie ma dużego sensu odkładanie trzech czwartych wypłaty przez trzydzieści lat, odmawiając sobie wszystkiego i żyjąc w spartańskich warunkach, po to, żeby za te trzydzieści lat cieszyć się z majątku. Owszem, za ten czas może być fajnie. Ale co jeśli się tego nie doczeka? Po co nam wtedy te miliony na koncie? Zawsze mogą je odziedziczyć nasze dzieci. A jeśli ich nie mamy? Musimy się cieszyć każdą chwilą, we wszystkim musi być równowaga.


Obojętnie jaki kieruje nami motyw, oszczędzanie jest dobrym pomysłem. Dlatego koniec z narzekaniem na wysokość naszych pensji i pomstowaniem na rząd, los czy czasy, w których żyjemy. Trzeba wziąć się w garść i... zacząć oszczędzać. Wierzcie mi, zawsze jest na to jakiś sposób, nawet kiedy wydaje nam się, że już nie mamy jak tego zrobić, bo żyjemy najskromniej jak się da i ledwo dociągamy do ostatniego. 


Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo jest to temat, który od jakiegoś czasu stale jest obecny w moim życiu. Seria nieprzewidzianych wydatków pogrążyła mnie finansowo. Mając już zaciągnięty kredyt na remont mieszkania i spory dług u rodziny, a w dodatku małe dziecko, wydawało mi się to prawdziwą katastrofą. Dopiero teraz twardo stoję na nogach, ale moje konto oszczędnościowe wieje pustką. Nie mogę pozwolić, żeby taka sytuacja się powtórzyła. A skoro już wymyślam różne sposoby na to, żeby wydać mniej i wrzucić coś do skarbonki, to pomyślałam, że może komuś jeszcze się to przyda. Nie ma takiego dołka, z którego nie dałoby się wyjść. Wiem, że nie każdy na takie optymistyczne nastawienie do życia jak ja. Dlatego tym bardziej chciałabym Was zachęcić do tego, żeby spojrzeć na swoją sytuację z innej perspektywy. Zamiast myśleć, czego się nie zrobiło lub co się zrobiło źle, najwyższa pora zacząć myśleć o tym, co można zrobić, żeby było lepiej.


Wszystkie sposoby na zaoszczędzenie będę najpierw wypróbowywać na sobie. Niektóre już mogę Wam polecić, bo wiem z własnego doświadczenia, że są skuteczne. Nie obiecuję regularnych postów w tym cyklu, znacie mnie już trochę. Jednak jak tylko wprowadzę w życiu konkretne porady i będę miała przemyślenia na dany temat, na pewno się z Wami podzielę. Liczę też na Wasze rady i sugestie. Mam nadzieję, że w ten sposób pomogę nie tylko sobie.

sobota, 2 listopada 2013

Moje odkrycia - październik


Dzisiaj krótko - książka i kulinarna nowość. Ale już pracuję nad listopadowym postem ;)


Marzenie Celta Mario Vargas Llosa - sięgając po tę książkę spodziewałam się typowej dla Llosy tematyki: Indian wyzyskiwanych przez białych, ludzkiego zepsucia i walki z systemem. Do tego specyficzny brak chronologii i duże bogactwo językowe. I wszystko to było, ale autor po raz kolejny mnie zaskoczył. Historia rozpoczyna się w 1916 roku w celi śmierci, gdzie Roger Casement, irlandzki nacjonalista, były konsul brytyjski w Afryce i Ameryce Południowej, oskarżony o zdradę stanu, wspomina swoje życie. Będąc świadkiem prawdziwych powodów, dla których "chrześcijańscy" Europejczycy "kolonizują" tamtejsze ziemie, zmuszając ludność autochtoniczną do morderczej pracy przy zbieraniu kauczuku, zaczyna zauważać analogię między kolonizatorami i udręczonymi tubylcami a Anglią i od trzech wieków okupowaną Irlandią. Tak rodzi się patriotyzm, który ma zaprowadzić go na szubienicę. O jego losie zadecydują nie dokonania na rzecz obrony dzikich plemion, ale dzienniki, w których opisywał swoje homoseksualne podboje i fantazje. 


Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Jednak mimo tego, że była naszpikowana historycznymi wydarzeniami i postaciami, do końca byłam święcie przekonana, że to tylko fikcja literacka. I właśnie to było największe zaskoczenie - że jego historia wydarzyła się naprawdę. Nigdy nie interesowałam się historią Irlandii, nie miałam pojęcia kim był Roger Casement. Zainteresowało mnie to do tego stopnia, że przy kolejnej wizycie w bibliotece mam zamiar zaopatrzyć się we wszystkie publikacje na temat Irlandii. Marzenie Celta gorąco polecam, ale raczej nie tym z Was o słabych nerwach.



Razowy kwas chlebowy - próbowaliście już? Dałam się namówić reklamie. Pierwszy łyk - dziwny. Kolejne - trochę jak ciemne piwo. Na końcu pozostawia w ustach posmak pumpernikla. Dlatego stwierdziliśmy z mężem, że to taki pumpernikiel w płynie. Nie próbowałam jeszcze wersji smakowych, ale chętnie je kupię przy najbliższej okazji, bo po wypiciu całej butelki przekonałam się do tego smaku. 

wtorek, 22 października 2013

Spontanicznie


Pogoda nas rozpieszcza. Aż trudno uwierzyć, że to koniec października. Mimo że pewnie wielu z Was nie chce o tym myśleć, zima zbliża się wielkimi krokami. Dlatego warto wykorzystać najbliższe dni i wybrać się na spacer. A przy okazji zrobić spontaniczną sesję zdjęciową. Wyciągnijcie z domu męża, koleżankę lub brata, zabierzcie ze sobą aparat i pójdźcie gdzie Was oczy poniosą. Może przypadkiem odkryjecie nowe fantastyczne miejsce? Często myślimy, że trzeba wyjechać gdzieś daleko, żeby coś ciekawego zobaczyć, a nie znamy własnej okolicy. Nie zastanawiajcie się, bo być może tak słoneczne i piękne dni już się w tym roku nie powtórzą. 


fot. Kamil K.

poniedziałek, 21 października 2013

Muffiny dyniowe z goździkami i brandy


Za oknami piękna złota jesień, na termometrze ponad 20 stopni, a w domu sezon na dynię. Oglądam ulubiony serial, popijam dyniowy kompot, a w piekarniku pieką się dyniowe muffinki z goździkami i odrobiną brandy. Lubię dodatek alkoholu do ciasta. Jedna łyżka wystarczy żeby wzbogacić smak, mimo że nie procenty nie będą wyczuwalne. Oczywiście oprócz goździków można dodać cynamon czy całą mieszankę przyprawy do pierników. Ja po prostu miałam tylko goździki, i to w całości, a z braku moździerza utłukłam je tłuczkiem do mięsa, zawijając wcześniej w folię. Trzeba sobie jakoś radzić. Wracając do alkoholu - wiecie, że jeśli zabraknie Wam proszku do pieczenia, dodatek alkoholu (nieważne jakiego) sprawi, że ciasto urośnie? Nie sprawdzałam tej metody osobiście, ale słyszałam o niej w znanym programie popularnonaukowym, więc chyba jest wiarygodna. Miłego wieczoru i udanego pieczenia ;)

Składniki:


4 jajka

3/4 szklanki oleju
1 łyżka brandy
2 szklanki startej dyni
1 szklanka cukru
2 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
10 zmielonych goździków

Wszystkie składniki wsypujemy do miski i miksujemy na małych obrotach. Rozdzielamy ciasto do foremek (wyszło mi 20 babeczek) i pieczemy 20 min w temp. 180 stopni.

sobota, 12 października 2013

Słonecznie


Dodałam nowy tag: "moda dziecięca", bo właściwie to jej jest najwięcej na tym blogu. Te zdjęcia zrobiłam już ponad miesiąc temu, ale zupełnie o nich zapomniałam. Buzia jeszcze pogryziona przez komary (nawet teraz jeszcze się jakiś znajdzie w domu), a w uśmiechu brakuje dwóch białych perełek. Ale za to strój jak najbardziej na czasie, wystarczy dodać sweterek i kocyk do wózka. 









haftowana tunika - sh
legginsy - mothercare / sh
skarpetki - allegro
buciki - f&f

piątek, 4 października 2013

Czapka z pomponem


Uwielbiam wełniane dodatki. Te tradycyjne (czapka, szalik) i te bardziej oryginalne (biżuteria). Najchętniej zakładałabym je przez cały rok. Dlatego kiedy przychodzi jesień wyciągam z mojego pudła ze skarbami druty i kolejne motki wełny. Nie mam dużych zdolności ani doświadczenia w tej dziedzinie, a zrobienie każdej rzeczy najczęściej dosyć długo trwa, ale po prostu sprawia mi to przyjemność. W tym roku plany mam ambitne. Po pierwsze najwyższy czas nauczyć się wreszcie bardziej skomplikowanych wzorów (zwykłe lewe/prawe plus jakiś nieskomplikowany warkocz od czasu do czasu przestały mi już wystarczać). Po drugie spróbować zrobić coś większego i bardziej pracochłonnego niż szalik czy opaska do włosów (może zaszaleję i w końcu skuszę się na sweter? Tylko ciekawe ile czasu będzie powstawać...) Po trzecie zrealizować całą listę projektów, które chodzą mi po głowie już od lata. Na początek trzy kopertówki, chustę z pomponami, spódnicę i getry dla Zuzi. I jeszcze poszewki na poduszki, i lisa, i tysiąc innych rzeczy, których jeszcze mi się zachce. 

Wczoraj zrobiłam czapkę z pomponem. Nie korzystałam z żadnych wzorów (bo tego, wstyd się przyznać, też nie umiem) i dlatego zamiast odejmować oczka w odpowiednich miejscach, zrobiłam komin ze ściągaczem na dole, górę natomiast po prostu ściągnęłam nicią. Trochę się bałam jak to się będzie układać, ale jestem bardzo zadowolona z efektu. To dowód na to, że każdy da sobie radę ze zrobieniem takiej czapki. Pompon wyszedł trochę biedny, ale postanowiłam dać mu szansę. A kiedy pogoda na to pozwoli (czyli kiedy się pogorszy), pokażę Wam ją w jesienno-zimowej stylizacji. Już myślę nad torbą w tych samych kolorach. I nad kolejnymi czapkami oczywiście ;) 

wtorek, 17 września 2013

Truskawki z filcu



Chyba już nikt nie ma złudzeń: jesień zagościła się na dobre. Do łask wracają chusty, wełniane swetry i kalosze. Lubię ten czas. Zdecydowanie wolę wkładać na siebie kolejne warstwy ubrań niż je zdejmować latem. Wcale nie jestem zmarzluchem ani nie chowam swoich kompleksów. Po prostu lubię. Zanim na dobre zabiorę się do dziergania czapek i szalików, zrobiłam truskawki z filcu. Do kluczy, jako wspomnienie lata. Jeśli macie na takie ochotę, zajrzyjcie TUTAJ.


Zuzia kończy dzisiaj 5 miesięcy. Codziennie o 6:00 rano budzą mnie jej przemowy (zupełnie jakby opowiadała, co jej się śniło), głośny dziecięcy śmiech słychać w całym domu, a z dolnego dziąsełka przebijają się naraz dwie bielutkie jedynki. 7 kg czystej radości. Ciekawe czy rodzic zachwyca się każdą taką rzeczą tylko przy pierwszym dziecku...

czwartek, 29 sierpnia 2013

Nowe: sierpień




Ostatnimi czasy omijam galerie handlowe szerokim łukiem - mam tyle ważniejszych wydatków niż nowe ciuchy, że po prostu wolę, żeby nic mnie nie kusiło. Właściwie wcale nad tym nie ubolewam, mam pełną szafę rzeczy, których przez prawie rok nie mogłam nosić, dlatego teraz jakby wszystko jest dla mnie nowe. Zuzia niby szybko rośnie, ale nie na tyle, żebym każde ubranko założyła jej tylko raz (a ma ich naprawdę dużo i wcale jej nie przebieram co godzinę). Każda z rzeczy pokazanych w tym poście została kupiona albo "przy okazji" (w markecie przy okazji robienia codziennych zakupów), albo "po drodze" (bo akurat przechodziłam obok). Niemniej jednak ze wszystkiego jestem bardzo zadowolona - Zuzia też ;)




 sztruksowe spodenki - lidl
skarpetki z grzechotkami - soxo


dres - lidl


sukienka - george / sh
skarpetki - no name


biała lniana sukienka z haftem - marks&spencer / sh
biała sukienka w motylki - sh
tunika z broszką - sh
skarpetki - no name


haftowana sukienka - sh
tiulowa spódniczka - sh
skarpetki - no name


pajac w wisienki - real
szorty - sh

Pajac ma na pupie falbankę ;)


Różowe spodnie, żółta sukienka i tunika w kwiatki są jeszcze trochę za duże, ale te kilka miesięcy na pewno szybko nam minie...

Nie zapomniałam o sobie - przechodząc obok Terranovy kupiłam komplet bielizny i kolczyki. Nawet nie wiecie, jaką przyjemność sprawia seksowna bielizna w te kilka miesięcy po urodzeniu dziecka. Pozwala na nowo poczuć się kobieco (chociaż ja mimo rozstępów i innych "pozostałości" po ciąży nie mam problemów z kompleksami) - polecam taką terapię wszystkim młodym mamom. A co do kolczyków... Jako że cały czas jestem z Zuzią, jeszcze ich nie założyłam, przy małym dziecku długie kolczyki raczej nie są wskazane. Wzbogaciłam się też o fluo żółtą koszulkę, ale że od początku była przeznaczona do pomalowania, pokażę Wam ją w osobnym poście.


bielizna - terranova


ramka - kwiaciarnia za rogiem
kolczyki - terranova

środa, 7 sierpnia 2013

DIY: Papierowe babeczki




Dzisiaj pokażę Wam papierowe babeczki, których wykonanie zajmie tylko kilka minut. Wykorzystajcie je do zrobienia bilecików do prezentów, ozdobienia kartek czy scrapbookingowych albumów.

Przygotujcie 4 kawałki kolorowego papieru: 

kwadrat o boku 5 cm

trapez o podstawach 3 i 2 cm i wysokości 2 cm

długi pasek o szerokości 6 mm (zetnijcie go z krótszego boku kartki A4) - musi być wycięty z papieru zadrukowanego po obu stronach!

serduszko 1x1 cm (ja użyłam ozdobnego dziurkacza)


+ nożyczki i klej

Trapez naklejamy na dole kwadratu, szerszą częścią do góry. Zaczynając od lewej strony przyklejamy pasek. Odginamy papier i przyklejamy od prawej do lewej. Znowu zakręcamy aż do końca paska. Nie zginajcie całkiem papieru - niech "krem" będzie trójwymiarowy. Pamiętajcie też, żeby zwężał się ku górze. Na szczycie naklejamy serduszko. Gotowe ;)

wtorek, 6 sierpnia 2013

DIY: Babeczkowy słoik




Haftu krzyżykowego nauczyłam się mając 8 lat i od tamtej pory, chociaż rzadko używam tej techniki, mam do niego swoisty sentyment. Jednak nie dla mnie wyszywanie wielkich obrazów, wolę małe wzory, które można wykorzystać zdobiąc przedmioty codziennego użytku. Ciągle przychodzą mi do głowy nowe pomysły na uwspółcześnienie haftów, dlatego możecie się tu spodziewać haftowanych przedmiotów, które wcale nie będą kojarzyć się Wam z Waszymi babciami. 

Jako że trwa babeczkowy tydzień, główną rolę gra oczywiście babeczka. Ozdobiłam nią zwykły słoik, który teraz może służyć jako efektowny pojemnik na drobiazgi. 

Wzór znalazłam w internecie i trochę go uprościłam. Rysowanie go zajęło mi więcej czasu niż haftowanie i oklejanie razem. 

 Do ozdobienia słoika trzeba przygotować:

słoik z wieczkiem
kanwę
mulinę w kolorach: różowym, ciemnozielonym, białym, żółtym, jasnozielonym i czarnym
igłę
watę
klej
nożyczki
wstążkę o szerokości 5 mm

Haftujemy babeczkę. Tak wygląda przed dodaniem konturów:


A tak po:


Wycinamy koło o średnicy o 6-7 mm większe od wieczka słoika, pamiętając przy tym, żeby haft był dokładnie na środku koła. Z waty odrywamy okrągły kawałek wielkości wieczka. 


Przyklejamy watę do wieczka. Koło z kanwy nacinamy co kawałek na długość ok. 5 mm. Brzegi przyklejamy do brzegu wieczka. Odcinamy nadmiar materiału.


Brzeg oklejamy wstążką. Gotowe!

Taki słoik możemy postawić w kuchni i przechowywać w nim foremki do babeczek...


... lub wrzucić do niego nici, a do wieczka powbijać szpilki i igły.


Macie inne pomysły? A już jutro kolejne babeczkowe diy ;)

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

DIY: Babeczkowy łańcuszek do smoczka




To właściwie filcowa broszka z wstążką. Do zrobienia jej wykorzystałam kupione w pasmanterii żabki, takie same jak w szelkach. Patent sprawdza się całkiem dobrze, może trochę ciężko się odpina, ale przynajmniej jest bezpieczny (w przeciwieństwie do np. agrafki) i nie niszczy ubranek. Z kolei na końcu wstążki naszyłam dosyć długie kawałki rzepa. Całość dobrze pełni swoją rolę, ale przede wszystkim uroczo wygląda.


Babeczkę uszyłam z kolorowego filcu. Starannie doszyłam koraliki. Pamiętajcie, że jest to ozdoba przeznaczona dla dzieci; trzeba uważać, żeby żaden element się nie oderwał. Zapięcie przykleiłam do filcu klejem na gorąco. Niestety nie zrobiłam zdjęć procesu powstawania babeczki krok po kroku, ale moje wyjaśnienia powinny wystarczyć ;) 


Moja umiejętność szycia na maszynie sprowadza się do obszywania skróconych spodni, ale w tym wypadku zupełnie wystarczyła. Szycie satynowej wstążki sprawia jednak pewien problem - radzę Wam najpierw ręcznie ją sfastrygować, nie będzie się wtedy przesuwać. Chyba że macie wprawę ;)



Zuzia rzadko używa smoczka, ale w razie potrzeby zawsze zabieramy go ze sobą. A że ma mnóstwo energii i już teraz wszystko rozrzuca i pluje smoczkiem na odległość (i jest w tym naprawdę dobra!), bez przypięcia ani rusz. Metalowych żabek kupiłam zatem więcej, na pewno zobaczycie jeszcze kilka innych dziecięcych broszek.


babeczka przypinka do smoczka - diy
smoczek - bibi
buciki - f&f