Jak co miesiąc wyczekujemy z niecierpliwością tego dnia. Co chwilę spoglądamy na wyświetlacz komórki, sprawdzamy konto internetowe albo (a jakże!) wyglądamy przez okno wypatrując listonosza. Planujemy w jaki sposób będziemy go świętować, bo to święto przecież. Matki Boskiej Pieniężnej. Nareszcie jest! Wypłata. Po pracy wsiadamy w samochód, jedziemy do centrum handlowego, które w tym dniu wręcz roi się od nam podobnych, i wydajemy trzy czwarte tego, co zarobiliśmy. Trzy tygodnie później przychodzi przypomnienie o niedokonanej płatności za prąd, a w lodówce pustka. I jak tu sobie poradzić przez kolejnych siedem dni? A później przychodzi kolejna wypłata i historia się powtarza. A zaległości (w najgorszym wypadku) rosną. Konkluzja jest zawsze taka sama - za mało zarabiamy. Najwyższa pora spojrzeć na tę kwestię z innej perspektywy - może po prostu za dużo wydajemy?
Znacie tę zakupową gorączkę kiedy tylko wyjmiecie ciepłą jeszcze gotówkę z bankomatu? Mam nadzieję, że nie. Ale bądźmy szczerzy. Jak tylko widzimy ten ciąg cyfr na naszym koncie, w większości w ogóle nie myślimy, na co je przeznaczyć. Niby owszem, przecież trzeba zapłacić rachunki, kredyt, oddać koledze, syn ma za małe buty, córka potrzebuje nowy plecak, no i OC trzeba zapłacić... Ale potem jedziemy na zakupy - rozdysponujemy później to, co zostanie.
Co zrobić, kiedy dostajemy wypłatę? Zaplanować wszystkie wydatki. Tylko tak nie będziemy ryzykować, że może na coś nie starczyć. Chyba że ktoś z Was należy do szczęśliwców, którzy nie muszą się z tym liczyć. A nawet jeśli tak jest, to warto zastanowić się nad comiesięcznymi wydatkami, żeby móc sobie pozwolić na więcej przyjemności lub odłożyć na wymarzony cel. Jeśli Wasza pensja jest zawsze taka sama, możecie zrobić plan wydatków wcześniej. Oczywiście mój sposób nie musi przypaść Wam do gustu, nie musi się też sprawdzić w Waszym domu. U mnie jednak zadaje egzamin i dlatego chciałabym go przedstawić.
1. Spłacamy ratę kredytu / karty kredytowe - zdecydowanie zróbmy to w pierwszej kolejności, niepotrzebne nam rosnące odsetki.
2. Płacimy WSZYSTKIE rachunki - nawet te, których termin spłaty mija dopiero za dwa tygodnie - do tego czasu zdążymy o nich zapomnieć albo zabraknie nam pieniędzy.
3. Zastanawiamy się nad dodatkowymi wydatkami w danym miesiącu - lepiej wcześniej uświadomić sobie, że trzeba kupić prezent urodzinowy, zrobić przegląd techniczny samochodu czy zapłacić za szkolną wycieczkę. Nie chodzi mi tutaj o planowanie przyjemności (te niestety zostawiamy na sam koniec), ale o wydatki konieczne w tym konkretnym miesiącu. Od razu odkładamy wszystkie potrzebne na te cele pieniądze.
4. Wpłacamy określoną kwotę na konto oszczędnościowe - ideałem byłoby oszczędzać co miesiąc co najmniej 10% całego naszego dochodu, ale rzadko jest to możliwe. Warto spróbować odkładać 5 lub 10% kwoty, która została nam po opłaceniu najważniejszych rzeczy. Na bieżące wydatki rozdysponujemy resztę. Chodzi o to, żeby oszczędzanie weszło nam w nawyk. Nawet jeśli będziemy wpłacać małe kwoty, po pewnym czasie przyniesie to wymierne korzyści.
5. Planujemy bieżące wydatki: jedzenie, kosmetyki, środki czystości, paliwo - warto przyjrzeć się ilości pieniędzy jaką wydajemy na życie, czy nie jest tego przypadkiem za dużo. Ustalmy maksymalną tygodniową kwotę, która będzie nam niezbędna na normalne funkcjonowanie, biorąc pod uwagę także koszty dojazdów do pracy / szkoły. Podzielmy resztę naszej pensji na cztery tygodnie. Czy w każdej z części mieści się wyznaczona kwota? Jeśli jeszcze coś zostaje, odłóżmy to na nieprzewidziane wydatki - awaria, wizyta u lekarza, leki. Jeśli się nie mieści mamy dwie możliwości: możemy uszczuplić nasz tygodniowy budżet lub mniej zaoszczędzić.
Jak zmieścić się w wyznaczonym budżecie? Róbmy zakupy raz w tygodniu, ustalając wcześniej dokładny jadłospis i opracowując listę zakupów. Wkrótce pojawi się post jak się do tego zabrać (kiedy zakończy się moja faza eksperymentalna).
Aha, zanim zaczniecie wydawać pieniądze na jedzenie, zróbcie porządek w lodówce - najpierw zjedzcie jej zawartość (oczywiście nie konfitury i mrożone owoce na zimę). Z doświadczenia wiem, że im później pojedziecie na zakupy, tym więcej zostanie Wam na koniec miesiąca. No i nic się nie zepsuje.
6. A gdzie miejsce na przyjemności? Niestety na końcu. Kiedy już wydamy pieniądze na wszystkie potrzebne kwestie, resztę możemy wydać na zakupy, kosmetyczkę czy wyjście do restauracji. Czyli dopiero pod koniec miesiąca. Nie jest to wcale kwestia odmawiania sobie wszystkiego, raczej rozsądne podejście do kupowania i wydawania. Nic nam nie zostało? Pamiętajmy, że nie za wszystko trzeba płacić. Może zamiast żałować, że nie wyjedziemy na weekend w góry, zabierzmy swoją rodzinę na spacer do lasu. Rozejrzyjmy się - wokół nas jest pełno miejsc, dokąd można pójść, i mnóstwo rzeczy, które można zrobić, spędzając miło czas i nic na to nie wydając. A może odwiedzicie dawno niewidzianych znajomych?
Tak, takie planowanie zabiera trochę czasu. Ale za którymś razem z kolei pójdzie Wam to coraz łatwiej. Oczywiście nie zawsze wszystko wychodzi mi tak, jakbym tego chciała. Poza tym mam jeszcze bardzo małe dziecko, któremu nie trzeba co chwilę tłumaczyć, że nie mogę mu czegoś kupić. Mam nadzieję, że do tego czasu osiągnę odpowiednią stabilność finansową. Póki co staram się do tego dążyć. A może macie swoje sposoby na stworzenie domowego planu miesięcznych wydatków? Chętnie dowiem się więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz