wtorek, 14 stycznia 2014

Chciałabym...

Jestem mistrzynią planowania oraz odkładania wszystkiego na później. Jak to się ma do siebie? Ano tak, że zawsze na planowaniu się kończy i nigdy te plany nie są realizowane. Dlatego w tym roku moim jedynym postanowieniem było niczego nie postanawiać. Czy to oznacza, że lepiej rezygnować z marzeń, żeby się nie rozczarować (samym sobą w zasadzie)? Absolutnie nie. Po prostu trzeba bez zastanawiania się i gadania zacząć działać. Zaczynając od najprostszych codziennych spraw. Przeglądając blogi kulinarne natykam się na ciekawy przepis i wrzucam go do zakładki w przeglądarce. Po co? Żeby go "kiedyś wypróbować". Tylko że w ten sposób zaśmiecam sobie tylko pamięć w komputerze, a wspomniany przepis zginie w gąszczu pozostałych przepisów "do wypróbowania". Dlatego sprawdzam, czy mam w lodówce potrzebne składniki (a jeśli nie, to dopisuję je do listy zakupów) i przygotowuję go dzisiaj. Jest to coś "tylko na specjalne okazje"? A dlaczego by ta "specjalna okazja" nie miała być dzisiaj? Żeby po prostu zrobić sobie i swoim domownikom przyjemność. Poza tym planując menu na wyjątkowe okazje zawsze warto podać coś wypróbowanego, żeby mieć pewność, że się uda. Ten przykład to naprawdę bzdura, ale podejście "już, a nie potem" potrafi zmienić i ułatwić codzienne życie (wiem coś o tym). Poza tym właśnie takie drobne przyjemności składają się na to, że jesteśmy szczęśliwi. A w tym przykładzie mamy aż trzy: pyszne danie, zaskoczoną i zadowoloną rodzinę oraz poczucie, że zrobiliśmy coś tak po prostu, bez czekania na "później".

Ta zasada dotyczy także tych wielkich marzeń. Nie można ich zrealizować od tak, ale zawsze można zacząć. Zrobiłam sobie listę rzeczy, które bym chciała. Od "chciałabym się nauczyć francuskiego" do "chciałabym wybudować dom" czy "chciałabym polecieć na Kubę". I codziennie staram się robić coś, żeby powoli realizować każde z moich marzeń. Jest ich sporo, dotyczą przeróżnych dziedzin mojego życia, niektóre są ze sobą powiązane. Każdego wieczoru biorę do ręki listę i zastanawiam się, co w ciągu dnia zrobiłam, żeby być bliżej celu. I mam poczucie, że naprawdę tak jest. Że w ciągu dwóch tygodni osiągnęłam więcej, niż przez cały rok. Warto dążyć do spełnienia swoich marzeń, nawet tych, które wydają się nieosiągalne. Koniec z wiecznym planowaniem i wyobrażaniem sobie "co by było gdyby". Czas wziąć nasze szczęście w swoje ręce.

2 komentarze:

  1. Powodzenia w realizacji planow(ten francuski, to jakos mi do glowy nie wchodzi;)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;) Mi póki co też nie wchodzi, ale mam nadzieję, że z czasem zacznie ;)

      Usuń