Szampan wypity, życzenia złożone, czas na noworoczne postanowienia. Wymyśliliście już swoje? Ja w tym roku mam jedno: żadnych postanowień. Zawsze kończy się tak samo: poczuciem winy, że znowu się nie udało. Albo że się nawet nie próbowało. I nie chodzi wcale o to, żeby o niczym nie marzyć i już w ogóle nic nie robić. Chodzi właśnie o to, żeby robić, a nie mówić i postanawiać. Dlatego w tym roku i w moim życiu osobistym, i zawodowym, a także na tym blogu nie będę już nic nikomu obiecywać, tylko pokazywać efekty moich starań, o których nikt się wcześniej nie dowie. I tyle.
A jeśli jednak chcecie podjąć wyzwanie i złożyć noworoczne postanowienie, a za rok móc powiedzieć, że udało się Wam osiągnąć upragniony cel, mam dla Was trzy rady (chociaż po tym, co napisałam wyżej, nie wiem czy ktoś z Was uzna je za naprawdę wartościowe). Po pierwsze: niech postanowienie będzie dosyć przyziemne i możliwe do realizacji. Lepiej darować sobie :"Wygram w totolotka", "schudnę 50 kg" czy "zarobię na dom". Czy te przykłady są nie do zrealizowania? Oczywiście, że są, ale wymagają znacznie dłuższego okresu czasu (czytaj co najmniej dekady, jeśli dobrze pójdzie, zwłaszcza z tym ostatnim) albo nie zależą od nas. Po drugie: osiągnięcie zamierzonego celu musi zależeć tylko i wyłącznie od nas. I po trzecie: wybierzcie postanowienie w myśl zasady: "nie ważne co osiągnąłeś, ważne jak do tego doszedłeś". Zamiast "schudnę 10 kg" lepiej powiedzieć: "zacznę ćwiczyć i zdrowo się odżywiać". Efekty może i będą te same, ale za to unikniecie rozczarowania, gdyby z różnych powodów, również zdrowotnych, Wam się nie udało.
Życzę Wam wszystkim (i sobie również) szczęścia, zdrowia, wytrwałości i spełnienia marzeń, i tych małych, i tych całkiem dużych. To będzie naprawdę udany rok!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz