Za oknem cudownie świeci słońce, temperatura prawie letnia, a u nas w domu szpital. Zuzia od ponad tygodnia ma zapalenie oskrzeli. Katar i kaszel nie pozwalają jej spać ani w nocy, ani w dzień. O dziwo jest pełna energii i na pierwszy rzut oka nikt by nie zgadł, że jest chora. Odkrywa nowe talenty. Murale wykonane kredkami Bambino zdobią już jej pokój (właściwie to jeszcze nasza sypialnia z aneksem dziecinnym, ale już niedługo) i kuchnię. Doskonali talent wokalny, szczególnie przy czyszczeniu nosa aspiratorem lub podawaniu (a raczej próbie podawania) syropów. I nagle zapałała miłością do telewizji - naprawdę nie wierzę, jak mogłam się łudzić, że moje dziecko nie będzie chciało jej oglądać - urządzając dzikie awantury przy bramce na schodach o 6 rano. Słyszałam o buncie dwulatka, ale nie spodziewałam się go jeszcze zanim Zuzia skończy 1,5... A gdybyście widzieli jak dziennie rano karmi butelką swoje pluszowe dzieci i kołysze je w nosidełku ;)
Za to ja od wczoraj jestem bez głosu. Dosłownie. Jedyny rodzaj dźwięku, jaki mogę z siebie wydobyć, to szept. I mogę zapomnieć o zdaniach złożonych. Moje chore gardło widocznie postanowiło mnie ukarać za czwartkowe i piątkowe kilkugodzinne zajęcia. A wierzcie mi - mówienie po hiszpańsku jest o wiele bardziej zabójcze dla strun głosowych niż po polsku. Zuzia w ogóle nie zwraca na mnie uwagi, udaje, że nic nie słyszy. Kiedy robi coś nie tak muszę na nią klaskać, a i to nie zawsze działa. Za to mój mąż już dawno nie był tak ubawiony i zdezorientowany zarazem. Żona, która nie mówi? Spełnienie marzeń. Nie powiem, bardzo się o mnie troszczy. Ale pewnie po cichu ma nadzieję, że mój stan nieprędko się poprawi ;)
Bo ja faktycznie dużo mówię. Dużo wymyślam i planuję. Tylko efektów brak. Tym razem jednak mała zapowiedź tego, co w najbliższym czasie. Do szycia i malowania nie potrzeba przecież głosu ;)
Po naprawdę długim czasie kącik Zuzi wreszcie zaczął wyglądać jak pokoik małej dziewczynki. A to dopiero początek, bo najwyższa pora oddać jej całą sypialnię. Skorzystamy z tego i my, i ona. Teraz potrzebuje dużo miejsca do zabawy. A ja mam nadzieję, że domki, rowerki i inne jej sprzęty wreszcie przestaną zajmować miejsce w każdym możliwym pomieszczeniu (łącznie z łazienką).
Kuchnia nadal wymaga wykończenia. Ale to już tylko kwestia detali. Przykręcenie listew, posadzenie ziół, kupienie lamp. Jakoś stale brakuje na to czasu.
Z kolorowych bawełnianych tkanin (ta w kwiaty to zasłona z sh) powstaną poduszki, zabawki i dywanik do pokoju Zuzi. Wełniany warkocz zdobi przód nowej torby diy.
Teraz już nie będę mogła powiedzieć, że nie umiem czegoś zrobić. Wszystko jest wytłumaczone w tak przystępny sposób, że nawet ja dam radę wreszcie uszyć własną sukienkę.
Oj wiem jak to jest stracić głos... Kiepska sprawa szczególnie, gdy się nim pracuje na codzień.
OdpowiedzUsuńA ja miałam teraz dylemat jeżeli chodzi o maszynę, bo pojawiła się w Lidlu ta z silvercrest tylko, że biała... a ja się uparłam na kolorową i jednak poczekam :) Przygodę szyciową rozpocznę później teraz decoupage rządzi :)
I jeszcze zapomniałam! Zrobiłam w końcu kredki domowe według Twoich wskazówek :) Świetnie wyszły i niedługo je wrzucę na bloga :)
UsuńNie oszukujmy się - każdy sprzęt powinien być nie tylko praktyczny ;) Na pewno niedługo znajdziesz idealną maszynę. Czekam na Twojego posta z kredkami! Mój mały braciszek był nimi wtedy zachwycony ;)
OdpowiedzUsuń