niedziela, 12 października 2014

Jeszcze w październiku...

Za oknem cudownie świeci słońce, temperatura prawie letnia, a u nas w domu szpital. Zuzia od ponad tygodnia ma zapalenie oskrzeli. Katar i kaszel nie pozwalają jej spać ani w nocy, ani w dzień. O dziwo jest pełna energii i na pierwszy rzut oka nikt by nie zgadł, że jest chora. Odkrywa nowe talenty. Murale wykonane kredkami Bambino zdobią już jej pokój (właściwie to jeszcze nasza sypialnia z aneksem dziecinnym, ale już niedługo) i kuchnię. Doskonali talent wokalny, szczególnie przy czyszczeniu nosa aspiratorem lub podawaniu (a raczej próbie podawania) syropów. I nagle zapałała miłością do telewizji - naprawdę nie wierzę, jak mogłam się łudzić, że moje dziecko nie będzie chciało jej oglądać - urządzając dzikie awantury przy bramce na schodach o 6 rano. Słyszałam o buncie dwulatka, ale nie spodziewałam się go jeszcze zanim Zuzia skończy 1,5... A gdybyście widzieli jak dziennie rano karmi butelką swoje pluszowe dzieci i kołysze je w nosidełku ;)

Za to ja od wczoraj jestem bez głosu. Dosłownie. Jedyny rodzaj dźwięku, jaki mogę z siebie wydobyć, to szept. I mogę zapomnieć o zdaniach złożonych. Moje chore gardło widocznie postanowiło mnie ukarać za czwartkowe i piątkowe kilkugodzinne zajęcia. A wierzcie mi - mówienie po hiszpańsku jest o wiele bardziej zabójcze dla strun głosowych niż po polsku. Zuzia w ogóle nie zwraca na mnie uwagi, udaje, że nic nie słyszy. Kiedy robi coś nie tak muszę na nią klaskać, a i to nie zawsze działa. Za to mój mąż już dawno nie był tak ubawiony i zdezorientowany zarazem. Żona, która nie mówi? Spełnienie marzeń. Nie powiem, bardzo się o mnie troszczy. Ale pewnie po cichu ma nadzieję, że mój stan nieprędko się poprawi ;)

Bo ja faktycznie dużo mówię. Dużo wymyślam i planuję. Tylko efektów brak. Tym razem jednak mała zapowiedź tego, co w najbliższym czasie. Do szycia i malowania nie potrzeba przecież głosu ;)


Po naprawdę długim czasie kącik Zuzi wreszcie zaczął wyglądać jak pokoik małej dziewczynki. A to dopiero początek, bo najwyższa pora oddać jej całą sypialnię. Skorzystamy z tego i my, i ona. Teraz potrzebuje dużo miejsca do zabawy. A ja mam nadzieję, że domki, rowerki i inne jej sprzęty wreszcie przestaną zajmować miejsce w każdym możliwym pomieszczeniu (łącznie z łazienką).


Kuchnia nadal wymaga wykończenia. Ale to już tylko kwestia detali. Przykręcenie listew, posadzenie ziół, kupienie lamp. Jakoś stale brakuje na to czasu.


Z kolorowych bawełnianych tkanin (ta w kwiaty to zasłona z sh) powstaną poduszki, zabawki i dywanik do pokoju Zuzi. Wełniany warkocz zdobi przód nowej torby diy.


Teraz już nie będę mogła powiedzieć, że nie umiem czegoś zrobić. Wszystko jest wytłumaczone w tak przystępny sposób, że nawet ja dam radę wreszcie uszyć własną sukienkę.

3 komentarze:

  1. Oj wiem jak to jest stracić głos... Kiepska sprawa szczególnie, gdy się nim pracuje na codzień.
    A ja miałam teraz dylemat jeżeli chodzi o maszynę, bo pojawiła się w Lidlu ta z silvercrest tylko, że biała... a ja się uparłam na kolorową i jednak poczekam :) Przygodę szyciową rozpocznę później teraz decoupage rządzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze zapomniałam! Zrobiłam w końcu kredki domowe według Twoich wskazówek :) Świetnie wyszły i niedługo je wrzucę na bloga :)

      Usuń
  2. Nie oszukujmy się - każdy sprzęt powinien być nie tylko praktyczny ;) Na pewno niedługo znajdziesz idealną maszynę. Czekam na Twojego posta z kredkami! Mój mały braciszek był nimi wtedy zachwycony ;)

    OdpowiedzUsuń