środa, 17 grudnia 2014

Moje wyzwanie - pierwszy tydzień

Pierwszy tydzień mojego wyzwania już za mną! Jak się czuję? Świetnie! Wyobraźcie sobie, że brzuch w ogóle nie boli, a przy okazji moja waga spadła o pół kg. Niby nie dużo, ale nie na cyferkach mi tym razem zależy, tylko na ogólnym efekcie i samopoczuciu. Owszem, miałam kryzys (i to już piątego dnia!), ale na szczęście już go zażegnałam. Przestałam robić zdjęcia, ale chyba do tego wrócę. Stałe zestawianie zdjęć posiłków ma wiele zalet, pomaga wychwytywać wszelkie błędy. 

Czuję się teraz taka lekka. I mam pewność, że to za sprawą diety. Po kolejnych badaniach i konsultacjach mój lekarz wreszcie postawił diagnozę - nietolerancja glutenu. Powinnam być załamana, ale wbrew pozorom wcale tak nie jest. Nie muszę rezygnować ze wszystkich zbóż, szkodzi mi tylko pszenica. Biały chleb i bułki mogę zastąpić wypiekami z żyta czy orkiszu. Nie ma żadnych kłopotów z kupieniem razowego makaronu. W sklepach dostępne są także różne mąki, także kukurydziana czy migdałowa, z których sama mogę upiec ciasta i ciasteczka. Marna ze mnie kucharka, ale to świetny moment, żeby się wreszcie nauczyć piec i gotować. Pokochałam kasze, nie muszę do każdego posiłku zjadać kromki chleba. Jedynym problemem będzie dla mnie odmówienie sobie dobrej pizzy. Poza tym muszę uważać na wszelkie pułapki, np. sosy (zagęszczane oczywiście pszenną mąką). To wszystko nie oznacza też, że nie mogę już nigdy nic pszennego zjeść. Nie umrę przecież, ale muszę liczyć się znowu z bólem brzucha. Od święta przeżyję, znosiłam go od tylu lat...

Dużo więcej spaceruję, dodatkowo przynajmniej raz dziennie ćwiczę. Jestem bardzo ciekawa, czy w połowie stycznia zobaczę jakieś efekty. A dzisiaj spróbowałam kostkę (ale naprawdę tylko jedną!) czekolady mlecznej z nadzieniem waniliowym i wiecie co? W ogóle nie żałuję, że jestem na diecie. Pozostał mi w ustach przykry smak cukru, nic więcej. Zdecydowanie wolę gorzką, przynajmniej ma intensywny smak. 


1 komentarz:

  1. O proszę! :) Jak miło się to czyta :)
    Ja póki co skupiłam się teraz na piciu wody i nie w większej ilości, ale po prostu piciu, bo za mało płynów przyjmuję. A co do słodyczy... Moje postanowienie postne z tego roku polegało właśnie na niejedzeniu słodyczy. Tylko gorzka czekolada. Po ponad tygodniu miałam tak straszny kryzys, że prawie zwariowałam - serio! Bo ja jestem uzależniona od słodyczy ;) Ale zajadałam to dużą ilością jabłek (lubię ligole - twarde i słodkie) i jakoś dałam radę. A później jak się odzwyczaiłam to po prostu nie ciągnęło mnie już do tego. I popełniłam błąd, czyli czasem (nawet jak nie miałam ochoty) coś słodkiego zjadłam i mój nałóg wrócił :(
    Na jadłospis czekam, bo od stycznia zaczynam i ja, więc i zdjęcia mile widziane :)
    Buziaki! :)

    OdpowiedzUsuń